ZDRADZENI

ZDRADZENI
Zdradzeni nie wierzą w miłość. Miłość jako siłę, która niesie, prowadzi do dobrego zakończenia – procesu, życia, do zrozumienia, do pojednania. Nie wierzą, że cokolwiek co od nich większe może chcieć ich dobra, nawet jeżeli czasami wymaga od nich wiele. Nie umieją się poddać, nie umieją dać się poprowadzić. Zanim otworzą drzwi, chcą wiedzieć co za drzwiami na nich czeka. Chcą wiecznie być przygotowani, bo wiecznie podświadomie oczekują ataku, nie widząc jak na dłoni, że sami do ataku zapraszają, a czasami wręcz go porządają. Przed partnerem składają oczekiwania nierealne, nie do podniesienia, bo tylko takie powodują, że czują się bezpiecznie. Są zamrożeni w biodrach i w klatce piersiowej. Są kontrolujący i wybierają kontrolę, zamiast swobodnego przepływu.
Wolą nazywać, klasyfikować, i wiecznie poddawać w wątpliwość, niż po prostu przyjąć i zaakceptować. Toczą wieczną wojnę, i na chwilę czują spokój, gdy inni robią i zachowują się tak, jak Oni chca. Ich umysł jest ich tarczą, jest ich tajnym niewidocznym wojownikiem, z mentalną tarczą odbijającą każdy gest, słowo, uczucie. Nie umieją przyjmować. Wolą dawać, bo gdy dają to czują, że kontrolują sytuację, relacje, otoczenie. Lubią wprowadzać ludzi, wokoł siebie w stan zależności. Zależności od ich zdania, emocji, uczuć, zasobów.
Co bardziej świadomi czują w sobie drugiego siebie, takiego, który zawsze nie wierzy, nie ufa, stoi na straży ich rany niczym wierny ochroniarz, który dawno temu dostał jedną komendę – pilnuj, aby nikt, nigdy więcej mnie nie zranił.
Nie przyjmują ani dobrego, ani trudnego, często przy rozstaniu z drugą osobą, mogą dopiero coś poczuć. Często wtedy zadają sobie pytanie. Kurcze, co ze mną nie tak ? Dlaczego do tego doprowadziłem ? Jak to się stało ? Raczej odchodzą, niż pozwalają odejść, bo gdy są porzucani, to tracą kontrolę. Po porzuceniu wolą się chociaż na chwilę na powrót zejść, tylko po to, aby za chwilę odejść, ale już jako Ci, którzy rzekomo podjęli decyzję. Nie cierpią, gdy sytuacja wymyka się im spod kontroli.
Gdy słyszą dobre słowo, ich wewnętrzny bodyguard postanawia przeprowadzić śledztwo.
– Czego on / ona chciała ?
– Dlaczego dzisiaj jest miły / miła ?
– Jaka prawda stoi za jej /jego dobrym nastrojem ?
– Skąd w Niej / Nim ten pomysł, aby mi się przypodobać ?
Wszędzie widzą to drugie dno. Analizują wers po wersie, słowo po słowie, i rozwodzą się nad kawałkami, które wyglądają niespójnie w stosunku do całości, tracąc z oczu to co niesie przekaz. Dostrzegą jeden siwy włos na głowie, totalnie ignorując kilkaset tysięcy innych, jeszcze nie przebarwionych.
Nie umieją przyjmować dobrych słów, czynów, gestów. Za to potrafią pięknie walczyć słowem, manipulować, i odwracać kota ogonem. Bo umysł, to ich tarcza. Umysł kontrolujący, napastliwy, dominujący, i podporządkowujacy sobie otoczenie. Ich mieczem natomiast jest język, i potok słów. Niby na pozór logicznych, niby inteligentnie brzmiących, niby zrozumiałych, ale ostatecznie słów gorzkich, pełnych czasami zadęcia, słów które służą jako miecze przecinające wszystko, każdą świętość i zamieniające to co żywe w martwe, bo dopiero na martwe można popatrzeć. Żywe jest zbyt nieobliczalne, zbyt podejrzliwe, zbyt nieprzewidywalne.
Przechodzą przez życie pozornie wiedząc wszystko, ale nie znajdując na tym świecie nic, poza rozczarowaniem, zmęczeniem, uczuciem pustki i bezsensu. Dlaczego ? Bo uważają, że Życie ich zdradziło, ludzie ich zdradzili, nie widząc, że tak naprawdę przez większość czasu oni sami zdradzali siebie. Krok po kroku, tydzień po tygodniu, rok po roku, aż pewnego dnia popatrzyli na świat, relacje, politykę, przyrodę i stwierdzili – już wszystko wiem, już wszystko znam, już wszystko rozumiem, i nie ma w tym nic, poza popędem, schematem, wzorem, naiwnością, przewidywalnością i uczuciem bezsensu.
Zdradzeni nauczyli się unikać bólu, a jak już nauczyli się go unikać, to doszli do wniosku, że życie jest płaskie, przewidywalne, i bez sensu. Niestety często nie zauważają, że to nie życie takie jest, tylko ich wewnętrzny Bodyguard taki jest. Nauczył się dobrze ich bronić przed światem, ludźmi, zdarzeniami. Zyskał mistrzostwo w swojej przestrzeni. Nauczył się perfekcyjnie okłamywać, manipulować i zdradzać samego siebie, będąc przekonanym, że to on jest strażnikiem doskonałym.
Nie wierzą, nie ufają, stracili nadzieję. Nie ufają światu. Nie wierzą, że jak odpuszczą to coś może pójść dobrze. Patrzą na ręce, wolą wyręczać innych, bo przecież lepiej to zrobią sami. Nie mają w sobie zgody na NIE WIEM, NIE POTRAFIĘ, NIE UMIEM. Nie mają w sobie zgody na BŁĄD.
Da się z nimi pracować, ale często to jak kopanie się z koniem. Muszą zaufać, a że z natury zaufanie dla nich = brak kontroli, to do łatwych to nie należy. Potrzebują zakwestionować to, co uważali za swoją największą siłę – kontrolę. Potrzebują podkopać to, co uważali za swojego największego sprzymierzeńca – wewnętrznego bodyguarda. Wtedy udaje się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki puścić…

Dodaj komentarz