Narcyz w swoim mniemaniu posiada tylko zewnętrzny obraz siebie. I robi bardzo wiele, aby go podtrzymać. Zazwyczaj jest to obraz, który doskonale wpasowuje się w normę społeczną. Dlatego narcyz tak dobrze umie dostosować się do środowiska, w którym przyszło mu przebywać. Dobrze potrafi wyczuć, czego otoczenie od niego oczekuje, dlatego tak świetnie radzi sobie w grupie, szybko uwodzi, szybko zyskuje uwagę, chociaż na początku bardzo dobrze przygląda się otoczeniu, temu co robią ludzie, i czego chcą. I nagle z szarej myszki staje się gwiazdą. Nie ma wątpliwości, co jest dziwne, i już powinno wzbudzać podejrzenie, bo każdy zdrowy człowiek ma wątpliwości. Narcyz potrafi wątpliwości rozwiewać, tam gdzie ktoś „normalny” się zastanawia. Tą pewnością siebie poraża. I nie jest to pewność siebie tylko w obszarze, w którym on się faktycznie zna, bo ma doświadczenie. Ta pewność jest dostrzegalna niemal w każdym obszarze, żeby nie powiedzieć ZAWSZE.
Co spowodowało, że narcyz nauczył się, być takim jak chcą go widzieć, a nie umie być sobą? Jaka rana spowodowała, że wybrał bycie kimś innym, niż jest? Rozpatrywanie przypadku z punktu widzenia klasycznej teorii osobowości, zostało już oklepane, i zarówno w literaturze przedmiotu zasadniczo wszystko jest jasne, jak i można znaleźć sporo informacji w mediach typu YT. Ale z systemowego punktu widzenia, co powoduje, że ktoś z rodziny przyjmuje obraz zewnętrzny jako istniejący, a wewnętrzny jako coś nie możliwego do zaakceptowania, pokochania… ba nawet jako coś czego nie można pokazać na zewnątrz, bo stanie się dramat, koniec świata, apokalipsa.
Wyobraźmy sobie sytuację, która musiała spowodować taki energetyczny fuck up. Takie zapętlenie, w którym to co na zewnątrz było ważniejsze, niż to co w środku. I można sobie wyobrazić mnóstwo przypadków, które mogły tak wyglądać. Gdy np. Zosia ukradła Basi lalkę, bo sama nie miała, a bardzo chciała, ale widziała, że mama jej nie kupi, bo … nie ma pieniędzy, bo nie ma mamy, bo jest bieda. Wtedy, Zosia zapytana przez Basię – Czy widziałaś gdzieś moją lalkę ? – odpowie – Nie. I z tym swoim NIE zrobi wszystko, aby na jaw nie wyszło, że lalkę ukradła. Będzie budować przed Basią obraz niewinnej, może nawet zmartwionej tym, że Basia gdzieś lalkę zapodziała. Może nawet, aby uniknąć zdemaskowania posunie się do pomocy Basi w szukaniu „zaginionej” lalki. Może nawet tak bardzo się wkręci w szukanie lalki, że przypadkiem ją znajdzie, albo nasunie podejrzenia na Gosię. Obraz który będzie kreowała Zosia, przez swoje zachowanie, przez swoje emocje, przez swoje słowa, będzie ważniejszy od prawdy, od wewnętrznej prawdy Zosi. Zosia będzie się bała, że gdy wyda się, że to ona buchnęła lalkę Basi, to stanie się dramat. Dla dziecka może to być wykluczenie z grupy, może to być reprymenda rodziców, kara, odrzucenie – dla dziecka może to być „mała śmierć”.
Ale przecież ukradziona lalka, nie może być powodem powstania narcyzmu. Co zatem może być powodem systemowym? Tutaj zawsze chodzi o życie lub faktyczną śmierć. Inaczej w systemie nie powstałby konstrukt energii, w który wlewa się osobowość posiadająca cechy narcystyczne. Więc dedukując, można dojść do wniosku, że gdzieś w systemie był sprawca, mówiąc prościej morderca, który nie poniósł konsekwencji swojego czynu, czyli morderstwa, zabójstwa, zabicia kogoś. Można nawet pójść krok dalej w tych rozważaniach, zadając sobie pytanie jak to się stało?
Być może, w rodzinie było chore dziecko. I matka tego dziecka patrzyła na nie. I nie było dostępu do lekarza, bo był za drogi, za daleko, albo medycyna 100 lat, czy też 50 lat temu nie stała na takim poziomie, aby móc cokolwiek poradzić. Być może to dziecko się dusiło, bo miało guza w gardle, i rodzice patrzyli na tą męczarnię malucha, który się dusił, dławił, płakał, wył po całych nocach, i być może ojciec tego dziecka postanowił to zakończyć dusząc dziecko poduszką. Odbierając temu dziecku życie, które i tak było być może w jego mniemaniu przesądzone, i miało zakończyć się szybką śmiercią.
No i co potem? Być może oboje rodzice nie zadawali sobie tego pytania, bo ten płacz, szloch, to oglądanie agonii dziecka przepełniało w całości ich świadomość. I w pewnym momencie płacz ustał, i nastała głucha cisza. Ciało stało się wątłe. Opadło z sił. Duch uszedł z ostatnią próbą oddechu, tej małej istotki. Cisza… wreszcie upragniona cisza, i koniec męczarni. Czy poddać się wymiarowi sprawiedliwości? Czy poddać się ludziom, którzy mieliby ocenić czyn tego ojca? Czy jakiś tam sędzia będzie wiedział, jaką karę wyznaczyć? Czy pójść do więzienia, i zostawić kobietę, z być może trójką dzieci? Czy może zadzwonić po lekarza, który przecież diagnozował dziecko z guzem, i sam stwierdził, że raczej dni jego są przesądzone. Być może opowiedzieć historię, o tym jak rano oboje rodziców się obudziło, a dziecko już nie oddychało? I pójdźmy dalej… Przyjeżdża lekarz, stwierdza zgon. Przychodzą sąsiedzi, bo dowiedzieli się, że zmarło dziecko. Ludzie składają kondolencje, współczują, umartwiają się nad losem dziecka, ale też nad rodzicami. A co czują Ci, którzy podjęli decyzję o morderstwie? Z jednej strony wiedzą jak wygląda prawda, a z drugiej otrzymują społeczne głaski wg. Analizy Transakcyjnej E. Berne. Otrzymują współczucia, które wspomagają budowanie obrazu ofiary tego zdarzenia, ofiary losu, który okazał się tak okrutny, tak bezwzględny, tak krwiopijczy dla tej rodziny, dla tych rodziców, dla tego rodzeństwa. Jakie to uczucie, jak wiesz, że było inaczej, niż wszyscy uważają, że było? Wiesz, że to współczucie Ci się nie należy, w środku to wiesz, rozpoznajesz to dokładnie, a z drugiej strony, wyjawienie prawdy grozi śmiercią. Być może szubienicą, być może utratą wizerunku zewnętrznego, który gwarantuje przeżycie. Podobne obrazy możemy zauważyć w filmie KLER.
I teraz mamy do czynienia z pierwszym zasadniczym rozłamem. Obraz wewnętrzny – poduszka na twarzy Twojego dziecka, i mocno dociśnięta dłoń, tak aby na pewno nie udało się wziąć kolejnego oddechu. I obraz zewnętrzny – współczucie ze strony bliskich, płacz, kondukt żałobny, i kazanie księdza na cmentarzu, o losie, bogu, trudnych chwilach, i wsparciu dla rodziny. Być może po kilku latach, a być może już w pierwszym roku grób tego dziecka będzie zaniedbany, bo kto będzie umiał tam przyjść? Być może po kilku latach zostanie on pominięty, jako miejsce odwiedzin na Wszystkich Świętych.
Narcyz na zewnątrz gra właściwego, w konflikcie gra ofiarę, ale tylko na zewnątrz. Będzie opowiadał o swojej miłości, o cierpieniu, o dramacie, bo ofiara społecznie dostaje głaski. Bo bycie ofiarą w społeczeństwie oznacza pomoc, wsparcie. Będzie dążył do tego, aby być zaakceptowanym, bo podświadomie wie, i czuje, że gdyby się wydało – więc istnieje pewna tajemnica – to byłby to koniec, i może to być systemowo odczuwane jako koniec, w sensie ŚMIERCI.
Dlatego tak trudno jest pracować klasyczną psychoterapią z przypadkiem osobowości narcystycznej, bo dla nich upadek wizerunku idealnej, żony, męża, rodzica, i każdej innej roli, którą przychodzi narcyzowi grać, po prostu na jego poziomie postrzegania równa się ŚMIERCI. Narcyz natomiast wewnątrz relacji, będzie sprawcą, ale sprawcą wyrachowanym, takim którego trudno zidentyfikować, nazwać, złapać za rękę. Będzie robił wszystko w białych rękawiczkach. A jak zostanie przyłapany na gorącym uczynku za rękę, to powie Ci prosto w twarz, że to nie jego ręka. Nie przyzna się, nie zaryzykuje prawdy, chociaż prawda mogłaby go wyzwolić, ale dla niego prawda równa się ŚMIERĆ.
Opisany przypadek, to tylko jeden z wielu, który mógłby być podstawą powstania i przyjęcia osobowości narcystycznej. Innymi słowy, z systemowego punktu widzenia, należałoby szukać w systemie sprawcy, który być może wziął odpowiedzialność, bo żył z tym ciężkim doświadczeniem być może zabicia swojego dziecka, być może sąsiada, być może kogoś z rodziny pochodzenia, a być może wydał na śmierć swoich ziomków. Ale ostatecznie nie poniósł konsekwencji uznanych społecznie, za właściwe przy takim czynie. Narcyz natomiast swoim byciem, nie w swojej prawdzie, swoim ukrywaniem się, ze swoimi myślami, uczuciami, emocjami, ze strachem bycia nie przyjętym przez otoczenie, ludzi, społeczeństwo, widownie z systemowego punktu widzenia po prostu przypomina tą trudną, ciężką, tragiczną historię, na powrót ze ślepej miłości wprowadzając do systemu sprawcę, który musiał / chciał / tak wybrał – grać społeczną ofiarę.
Z tego punktu widzenia zyskujemy nową perspektywę dynamiki Narcyzmu. Być może czasy wojny, I i II wojny światowej były takimi momentami w historii ludzkości, gdzie ludzie aby przeżyć wydawali swoich bliskich, swoich ziomków, swoich współtowarzyszy. Być może kapowali na swoich sąsiadów w obliczu tortur brygad SS. I być może za to donoszenie na innych – ratowali swoje życie. I być może potem udawali zdziwienie, że rodzina obok została rozstrzelana. Być może współczesny wysyp narcyzmu, osobowości narcystycznej, bo pierwiastek narcyzmu posiada z nas każdy, a to nie jest to samo co osobowość narcystyczna. Być może współczesny wysyp Osobowości Narcystycznych to pokłosie wojny, i czasami naszych nieludzkich strategii na przeżycie. Ale czy wolno nam to oceniać?
Czy gdybyś Ty miała wyjście ocalić siebie, swoją rodzinę, dzieci, poświęcając kogoś innego, to wybrałbyś/ wybrałabyś inaczej? Czy możemy być tego pewni, że wybralibyśmy inaczej? Na pewno? Czy patrząc na cierpienie swego dziecka, wybrałbyś inaczej? Albo w innej sytuacji? Czy możesz, czy możemy być tego pewni?
Zatrzymam się tutaj, właśnie w tym miejscu. I sugeruje zrobić to samo. Patrzę po prostu na dramat decyzji tego człowieka, kobiety, bądź mężczyzny, który stanął w takim miejscu, gdzie wykonał krok, powiedział słowo, albo za mocno zacisnął pięść. I to było przekroczenie linii. Linii życia i śmierci. A potem już były konsekwencje. Człowiek z osobowością narcystyczną w duszy patrzy na to wydarzenie, patrzy i zostaje porwany, w ruch ślepej miłości, w ruch ślepej przynależności, często nie zdając sobie w ogóle sprawy, jakiej sprawie w systemie służy.
Photo by Fares Hamouche on Unsplash