Pozostać sobą, nie jest łatwo, bo jesteśmy często wychowywani tak, aby sobą nie zostać, lecz aby zostać kimś, kto ma być jakiś. Rzucają nam różne przynęty, na tej drodze. Kolorowe cukierki, nadzieje, czasami nas straszą, bogiem przez małe „b”- bo co to za bóg co straszy – i szatanem przez duże „S”. Robią wszystko, abyś nie słuchał siebie. Wszyscy kurwa mądrzejsi od Ciebie, wszyscy wiedzą lepiej, wszyscy są bardziej szczęśliwsi.
Zostań sobą, bo nikim innym zostać nie warto. Nie na siłę, aby komuś pokazać, że jesteś silniejszy psychicznie, ale w zgodzie ze sobą, przy sobie, w miłości do siebie po pierwsze. Pozostać sobą, bo rezygnacja z siebie, na rzecz kogoś innego, to już za dużo. Jak często rezygnujemy z tego co dla nas ważne, aby ktoś został, w relacji, związku, małżeństwie, w pracy. Istne żebranie o miłość, uwagę, ciepło, krzyk zobacz mnie, patrz na mnie, przytul, zauważ, że jestem, żyje, oddycham i kurwa czuje!
Jak często rezygnujemy w nadziei, że ktoś to doceni, że będzie zwrot, uznanie, docenienie, a na końcu czasem po wielu latach okazuje się, że z pięknej róży, którą byliśmy został sam suchy jebany kikut, i ta odwieczna prośba – pokochaj mnie. Pokochaj mnie mamo? Pokochaj mnie tato? Może nie mogli, a może jeszcze Ty nie możesz dotrzeć, do tej miłości. Być może jeszcze kilka obrazów z dzieciństwa i traum Ci to zasłania, i trzymasz się tych małych wspomnień, aby nie dać się porwać większemu ruchowi. Ruchowi życia, które być może przeciera łzy, patrząc jak Ty, i Twoja mała osobowość wciąż boi się zaufać, czemuś większemu, czemuś co być może chce Cię porwać do bram raju codzienności, i obfitości.
Jeżeli nie płynie w relacji, to zrób wszystko, aby popłynęło. Zrób wszystko, aby mogło popłynąć, ale w tym ruchu robienia, pamiętaj o tym, aby nie zdradzić siebie samego. Bo ta zdrada zazwyczaj prowadzi w jedno miejsce, w miejsce braku szacunku do samego siebie, a to choroba, która zjada od środka. Trawi jak rak, zżera komórka po komórce, i tam jest tylko jeden smutny koniec.
Oddajesz przestrzeń, pieniądze, energię, a co najważniejsze swój czas, najpierw dla męża, żony, dzieci, znajomych, zapominając o sobie samym, na końcu zostając z tym jebanym kikutem w ręce, stary, zmarszczony, obolały, pierdzący samotnie w stołek wypowiadając tą jedną pieprzoną obrytą smutną i jakże prawdziwą do bólu prawdę – takie jest życie. I chuj… 70 lat na karku, strzelający kręgosłup, pusty dom, mnóstwo gadżetów i smutek, bo sprzedałeś się jak tania dziwka, rozmieniając się na drobne, gdzieś po drodze, gdzieś na ścieżce swego życia.
Sukces to nie ilość posiadanych monet, to sposób i droga, jaką do tej ilości doszedłeś. Czy zrobiłeś to w zgodzie ze sobą, i czy nie skurwiłeś się na tej drodze, za dużo razy. Sukces to nie dom pełen ludzi, tylko jakość tych połączeń. Często rezygnujemy z siebie, aby ktoś został, udajemy kogoś innego niż jesteśmy, aby ktoś przyszedł, a potem płacimy za to znacznie wyższą cenę niż cyferki na papierowych banknotach. Zapominamy o sobie. Zgadzamy się na jedno ustępstwo mając nadzieje, że będzie dobrze, że będzie cisza, że będzie chwila wytchnienia, bo boimy się, że zostaniemy sami, że ktoś nas nie przyjmie, nie zaakceptuje, nie strawi, nie pokocha. A potem oddajemy kolejne pole, robimy kolejne ustępstwo, oddajemy swój dom, swój wewnętrzny dom, aby ktoś inny go urządził swoimi ideami, planami, celami, czasami dla świętego spokoju, w nadziei, że wilk nie rozszarpie całego sukna. Potem już zostaje nam poszarpana ściera, nie przypominająca już niczym pięknej mandali, którą uszyliśmy w zaciszu, w sercu, i ogromny wkurw, ale już nie na niego, nie na nią, nie na nich, ale na siebie samego, że tak się skurwiliśmy.
Pozostań sobą, w zgodzie i w prawdzie na siebie, przy sobie, nie aby pokazać innym, że jesteś inny, ale aby pokazać innym, że jesteś sobą. Mów jasno o swoich wartościach, mów o swoich słabościach, mów o swoich lękach, bólu, o tym co krwawi w Tobie, mów i nie zastanawiaj się, czy ktoś to zrozumie, ale zrób wszystko, aby zostać dobrze zrozumianym. Pozostań w zgodzie ze sobą, nawet za cenę utraty akceptacji, bo jak Cię nie przyjmą, jak nie umieją Cię przyjąć dzisiaj, to jutro też Cię zazwyczaj nie przyjmą. Jak nie umieją się na Ciebie zgodzić w małym, to w dużym też się nie zgodzą.
Żadna relacja nie jest tyle warta, ile Twoja relacja ze sobą samym. Jeżeli wydaje Ci się, że jakaś relacja jest ważniejsza, to jest to tylko kłamstwo, w które uwierzyłeś. Być może nadal tkwisz z kimś w związku, który już dawno powinien się skończyć, być może czekasz na kogoś, kto miał przyjść, a nie przyszedł do tej pory, być może marnujesz swój czas, a pamiętaj, że on się kiedyś skończy. Być może rozdrabniasz się na drobne, będąc w jakiejś pracy, w której już od dawna czujesz, że Twój czas na tym miejscu, na tym stanowisku się skończył. Tak mamy, rezygnujemy z siebie, z własnej mocy, z siebie, z wartości, sprzedajemy się jak tanie nic nie warte prostytutki, za banknoty, iluzje, nadzieje, które nigdy nie zaistnieją w realnym świecie, na chwilę jarając się, emocjonalną burzą hormonów, bez sensu, bez szacunku, bez połączenia z sobą samym.
Wstań z kolan. Znajdź swoją granicę. Wołam Cię dzisiaj. Wstań z kolan. Otrzep kurz, i zrób to co być może już dawno temu powinieneś/ powinnaś zrobić. Zacznij od jednej rzeczy. Nabierz ochoty, rozsmakuj się, w ryku, krzyku, wołaniu gdzieś tam, w środku, wewnątrz Twojego serca.
Amen.