SPRAWCY I OFIARY W RELACJI

Dlaczego często pomimo można by rzec, dobrej woli nasze związki nie układają się? Nie z kolegami, czy tam znajomymi. W takich relacjach jesteśmy w stanie wytrzymać bez napieprzania się, aż krew tryśnie. W takich relacjach, w których jesteśmy w stanie w każdej chwili odejść jest nam łatwiej. Zawsze można spakować kilka bluzek, spodni, majtek, skarpetek… zabrać słuchawki, laptopa i ładowarkę do telefonu i po prostu wyjść.

Wyjść nie mówiąc już nic więcej. Nie obracając się za siebie, nie wchodząc w kolejną rozmowę, która jak doskonale wiemy będzie prowadzić donikąd. Do tej samej czarnej dziury, w której nic więcej poza to, co już i tak się wydarzyło – może i z tysiąc razy – się nie wydarzy.

Być może nasi przodkowie nie przekazali nam informacji jak mamy żyć, aby wytrwać, w relacjach. Być może gdzieś wiedza dotycząca kim jesteśmy, została celowo zakopana pod dywan, aby nie wyszło na jaw, że tak naprawdę, to nie walczymy z innymi, ale sami ze sobą.

Człowiek człowiekowi lustrem, to co się odbija w Tobie, w postaci emocji, jest Twoje, a nie tego kogoś innego. Być może to i jest tego kogoś innego, ale to już nie Twój problem. Być może dlatego mamy facebooka, twitera,i inne portale społecznościowe, a i tak czujemy się samotni. Być może dlatego, że dzisiaj bycie samemu nie jest już problemem egzystencjalnym, być może dlatego, że dzisiaj dostęp do sexu, informacji, pracy, relacji – co prawda takich powierzchownych jest łatwiejszy niż 100 lat temu… może nawet nie 100, a 30 lat temu. Być może dlatego nie wiążemy się na całe życie. Nie chce nam się próbować, nie chce nam się zastanawiać, wiercić dziurę w głowie, ciele, duszy. Wolimy przybić naszą łódeczką do następnego portu, w którym to tylko czekają na nas kolejne osoby. I wychodzimy po tych sztormach w związku na brzeg, i zawijamy do kolejnej tawerny, i jak by nie szukał, to dopóki sam się nie puknie człowiek w głowę, to i tak trafi na taką samą, na takiego samego. Może będzie miała inną fryzurę, może więcej lub mniej centymetrów w biuście, może będzie bardziej łysy, lub też bardziej owłosiony niż poprzedni, i być może z nim, czy też z nią łatwiej będzie szczytować, ale rdzeń osobowości, tematy, problemy pozostaną takie same. Zazwyczaj też jest ciężej.

Raz rozmawiałem przez telefon z pewnym mężczyzną. Po 50 stce. Przeżył swoje, i życie zrobiło z niego kamień. Zamroziło go. Kiedyś chciałem mu pomóc. Później go zostawiłem. Obraził się, bo przestałem go ratować, ale pomijając losy naszej znajomości, i mnogość procesów przez które razem przeszliśmy powiedział on mi ze swego ponad 50 letniego punktu widzenia kilka ważnych zdań.

„Mirek, ja to miałem 5 żon. I każda na początku wydawała mi się lepsza od tej poprzedniej. To było złudzenie. One w gruncie rzeczy były takie same, bo ja nie zmieniałem siebie, tylko chciałem zmieniać JE. I powiem Ci jedno. Gdybym mógł, to z tą pierwszą wcale bym się nie rozwodził. Jeden chuj. Z kobietami mam pod górkę. Taką mam osobowość. Taki mam charakter. Tak zostałem wychowany. Było się z tą pierwszą nie rozwodzić, było z nią zostać. Nie nabiegałbym się tak, a i tak bym był w tym samym miejscu.”

To jak wygląda Twoja relacja, to Twój wewnętrzny obraz Twojej części męskiej do Twojej części żeńskiej – przeczytałem ostatnio w internecie. Twój wewnętrzny obraz jest niejako matrycą, według której tworzysz relację z partnerem, a to co masz w sobie manifestuje się na zewnątrz. I nie ważne jest tutaj, czy to świadomy, czy nieświadomy obraz. Obraz swój wewnętrzny możesz poznać po tym, jak się dzieje, co się dzieje, u Ciebie w relacji na zewnątrz. Jak się napieprzasz, ze swoją żoną, partnerką… to tak naprawdę w Twoim wewnętrznym obrazie Twoja męska część walczy z Twoją żeńską częścią. Partnerzy w odgrywaniu względem siebie ról, pokazujących sobie na wzajem jak się ma ich żeńska część do ich męskiej części, służą sobie idealnie.

Ostatnio na warsztatach Ustawień Systemowych przyszła pewna kobieta. Zaczęła mówić, opowiadać, a po chwili płakać. Z jej relacji wynikało, że mąż był przemocowy. Używał przemocy psychicznej i fizycznej względem klientki. Klientka opowiadając o tym, chciała z tego męża, w moich oczach i w oczach grupy-która uczestniczyła w warsztacie-zrobić ostatniego drania. Słuchałem, i jak tylko poczułem, że mnie też chce przeciągnąć na swoją stronę, to powiedziałem STOP. Partnerzy są siebie warci. Nie ma sprawców i ofiar. To tylko rola. My doskonale potrafimy grać te wszystkie role względem siebie nawzajem, jesteśmy w tym genialni. Nam potrzeba głębi, a nie powierzchowności. Powierzchownie uwielbiamy patrzeć… szufladkować. Alkoholik, dziwka, drań, zboczeniec, cham, prostak, złodziej, morderca, a tamta biedna. Takie powierzchowne patrzenie daje nam spokój. Ktoś jest winny, ktoś niewinny, ktoś jest zły, a ktoś jest dobry. Jak napierdalają tych po tej złej stronie, to jest ok. Wszystko gra. Czujemy się ok. Jak natomiast napierdalają nas, to wtedy krzyk i wrzask.

Tak działa sumienie, które pozwala nam poczuć się lepiej, i robić największe zbrodnie z czystym sumieniem.

Sprawcę i ofiarę, szczególnie w przypadku morderstwa, łączy bardzo potężna więź. Zwłaszcza w przypadku morderstwa. Jeżeli coś takiego wydarzy się w polu rodziny, w rodzinnych losach, to nie da się nad tym przejść do porządku dziennego. Potomkowie sprawców i ofiar potem mogą całkowicie nieświadomi swoich rodzinnych losów napieprzać się do upadłego, i nic tu zdrowy rozsądek nie pomorze.

Ostatnio miałem bardzo ciekawy przypadek. Mężczyzna przyszedł z tematem ciągłych kłótni z własną żoną.

– Już mam serdecznie dość tego co się pomiędzy nami dzieje.
– A co się dzieje? – zapytałem.
– No nawalamy się tak, że aż trzeszczy – mówiąc to zaczął się uśmiechać. Jego ciało wciąż do mnie mówiło, mówiło tak naprawdę, że cieszy się, z tego powodu, że pomiędzy nim a, żoną jest ciężko. Chociaż na poziomie głowy, i pewnie jakiegoś przymusu społecznego wiedział, że takie zachowania do niczego dobrego na dłuższą metę nie prowadzą.

No tak, ale gadać można sobie do usranej śmierci. To trudne przypadki. Nasza wewnętrzna ofiara, nasz program ofiary też ma kilka stadiów. Ofiara cierpiąc przeżywa straszne męki, ale cierpiąc jednocześnie czuje mega potężną agresję, bo nie da się przeżywać gwałtu i nie być wkurwionym do białości, tylko ta agresja jest totalnie wyparta. Na wierzchu jest żal, płacz, ból, krzyk, albo cichutkie zawodzenie. Jest nadzieja, że ktoś przyjdzie, i przerwie te katusze, i jest rezygnacja, która pojawia się wtedy, gdy bańka nadziei pęka. I jest tam też bezsilność, i złość, i gniew. Ale na pierwszym tle to gdzie zazwyczaj wszyscy utykają, jest ten ból. Jeżeli temat nie zostanie przepracowany w pokoleniu, w którym się wydarzył, to będzie się pałętał po systemie. Dusza nie odpuści. Ten ból powoduje, że się zamrażamy. I tak zamraża się kawałek ciała, po kawałku ciała, i tracimy kontakt z Tu i Teraz, bo tylko ciało jest Tu i Teraz. Umysł potrafi pędzić w przyszłość, albo w przeszłość, rzadko raczej celebruje dzień dzisiejszy, dzisiejszą, aktualną chwilę. Do tego bólu, w swoim systemie należy dotrzeć, poczuć go, i po prostu go puścić, przepuścić przez siebie. Bo pod tym bólem często jest świadomość miłości, świadomość roli, jaką sobie wzieliśmy do odegrania. Nam potrzeba głębokiego zrozumienia kim my jesteśmy, skąd pochodzimy, i jakie jest nasze przeznaczenie jako ludzi. My mamy za dużo powierzchowności w sobie. Nam potrzeba głębi.

Nikt nie chce w parze odgrywać roli sprawcy, kata, tego złego, bo to oznacza wykluczenie społeczne. Ofiarę rżnie każdy chętnie, bo tutaj są profity. Współczucie, pomocna dłoń drugiej osoby, lub rzeszy osób, zapomoga, wsparcie. Co dostaje sprawca? Michę i okno z żelaznymi kratami, i nie jest to apel mający na celu gloryfikowanie sprawców. Sprawca i ofiara to rola, którą względem siebie odgrywamy. Przy sprawcy jest siła do działania, przy ofierze tej siły nie ma. Nie ma siły, bo nie ma zgody na agresję. Agresja jest wyparta. Jest poczucie wyższości. Sprawca zaprasza do siebie ofiarę, ofiara zaprasza do siebie sprawcę, i zaczynają grać. My najbardziej w życiu nie boimy się być zabici. My najbardziej boimy się zabić.

W ustawieniu wyszło, że babcia klienta była w obozie. W tym obozie, aby przeżyć sprzedawała się więźniom. Oddawała im swoją seksualność, za kromkę chleba. Przed tym, zanim do obozu ją zabrali, miała pięknego kawalera, w którym była zakochana. Pochodzenie miała żydowskie. Była nawet wyznaczona data ślubu, z tym pięknym kawalerem. Niestety nie udało się. Przyszła wojna. Plany spełzły na niczym. W obozie, aby przeżyć oddawała się za kromkę chleba, i pozostawmy tutaj oceny, kim byli ci, którzy dokonywali z nią takiej transakcji. Jak trzeba być zamkniętym, zamrożonym, aby wejść w taką wymianę, jak bardzo trzeba uprzedmiotowić siebie, aby z samym sobą wejść w taką relację, i czerpać z niej co… no właśnie co? Jak bardzo trzeba czuć potrzebę, otwarcia się na drugiego człowieka, aby dać swoją kromkę chleba, za chwilę sexu? Za chwilę rozładowania napięcia. Bo w obozach było napięcie non stop. Ta kobieta ostatecznie została wydana przez tych, którzy wchodzili z nią w relacje. Wydana, i zabita. W ustawieniu pojawiło się mnóstwo ciężkiego, w powietrzu można było wieszać siekiery, nie siekierę… siekiery i brony, brony i może nawet cały pług do zaorania pola… zamrożenie, wściekłość, żal, ból, i głowa podniesiona do góry. To TY draniu mi to zrobiłeś, nie ja TOBIE. Fale emocji zaczęły zalewać reprezentantów. Łzy, gile z nosa, aż w końcu puściło. Do reprezentantki tej zabitej przyszła informacja. Ofiara nie jest bezbronna, ona podejmuje decyzje, o byciu ofiarą. I pach… „Uświadomiłam sobie, że to był mój wybór. Jak to do mnie dotarło, to wziełam… zaczęłam brać od sprawcy. A stamtąd tyle płynęło. Po pierwsze chęci bycia blisko. Siły… takiego konkretu. I czułam jak on niejako wlewa się we mnie, jak mnie nasyca, a ja czułam, jak nasycam się nim. To było przyjemne. Po chwili poczułam, jak mogę stać koło niego i być razem z nim, nawet sobie nie wyobrażam, że mogłoby być inaczej. Ja i on, to całość.”

W codziennym życiu, może nie zabijamy się fizycznie, w każdym razie poza frontami wojennymi, które są wciąż aktywne na świecie. Ale te nasze napierdalanki emocjonalne, w których potrafimy kogoś zgnoić, zeszmacić, obrobić mu tyłek, zniszczyć go społecznie, zaangażować sąd, adwokatów, psychologów, pedagogów, kolegów, koleżanki, i przyjaciół z całą rodziną, aby z kogoś zrobić popaprańca. Czy to nie zabijanie się nawzajem? Bez broni, bez noża… słowem.

Całkowicie na marginesie, w ustawieniu wyszło, że żona klienta z pochodzenia była żydówką. Więc de facto czy Oni do siebie nie pasowali? Czy te ich awantury nie były na miejscu? To były echa wojny, i tego co się stało na wojnie.

Sprawca i ofiara razem. Jestem ze sprawców. Jestem też z ofiar. Wy we mnie razem.

Dopóki jedno i drugie nie dotrze do siebie razem. Szczególnie w takich sytuacjach jak ta. Dopóki jakaś jedna część nas, nie połączy się z tą drugą częścią nas… będziesz szukać kogoś, kto będzie z Tobą walczył. A, gdy uda Ci się to połączyć… i dwa potencjały zleją się w jedno, gdy Twoja wewnętrzna kobieta połączy się z Twoim wewnętrznym mężczyzną, to wtedy będzie mogło się to zamanifestować, w Twojej rzeczywistości, jako udana relacja pary.

Dodaj komentarz