MIŁOŚĆ

Tak wiele na jej temat napisano, powiedziano, tak wiele filmów, i piosenek o niej wybrzmiewa, i tyle się o niej mówi. To słowo zostało mocno skomercjalizowane. Symbolem w zachodniej pop kulturze miłości jest serduszko, które tak naprawdę wcale serca nie przypomina, a jedynie co to dwa pośladki, tudzież półdupki (patrząc z góry). Ale ktoś zapyta, jak to dwa pośladki, a może po co dwa pośladki? A po co na reklamach samochodów pojawiają się Panie z obfitym biustem? Po co kobieta reklamująca zegarek za 15 tysi ma rozpięte o dwa guziki za dużo? Po co kobieta reklamująca bieliznę wygląda jak niedościgniony model Wenus z Millo ? Podświadomość, i zarządzanie w sposób świadomy skojarzeniami umysłu gadziego, zwierzęcego, pierwotnego. Prościej mówiąc manipulacja obrazem, i dźwiękiem. Prawdziwe serce wygląda zgoła inaczej, ale podaje się nam tą papkę, jak jakimś dzieciom, którymi z pełnym szacunkiem trochę wszyscy jesteśmy w tym świecie, pomimo posiadania dowodów osobistych, statusu pełnoletności, i możliwości zaciągania kredytów.

Chęć posiadania kogoś tylko dla siebie, i chuj z tym, że on może nie chcieć, albo mu się odechciało, to nie miłość. To chęć posiadania czegoś wyjątkowego, i celowo piszę tutaj i podkreślam CZEGOŚ wyjątkowego, bo ktoś kto chce posiadać, czy traktuje drugą osobę jak podmiot, czy jak przedmiot? Nie da się posiadać drugiego człowieka, nie da się posiąść go. Wielcy tego świata chcieli posiadać ludzi, ale każdy ustrój który traktuje ludzi jak przedmioty, a nie podmioty kończy tak samo. Prawda jest taka, że my jako ludzie często chęć bycia z kimś, taką wręcz zabójczą często mylimy z miłością. To nie miłość. Ale dużo się mówi o tym… Jak On ją kocha! Zapija się bez niej już drugi tydzień. Albo Ona go tak kochała, że podcięła sobie żyły. Kochała? Kochał? Czy chciał ją mieć na własność, jak najnowszy model I Phona? To chęć posiadania. Ta niespełniona faktycznie może trącić o próby samobójcze. Gdy, tego kogoś nie ma – cierpimy, ale czy miłość wiąże się z cierpieniem? Droga do miłości wiąże się z przejściem przez cierpienie, i zaznanie cierpienia, sama miłość nie ma z cierpieniem nic wspólnego. Droga do niej natomiast cierpieniem często usłana jest. Ale kto tu cierpi? Cierpienie to błąd w systemie, to blue screen w Windows 98. To sygnał, znak, wskazówka, że system się zawiesił, że próbujesz w Excelu pisać wiersze, albo w Power Point robić kalkulacje wynagrodzeń. Kurwa, po porostu Ci się pojebały programy, bo w graficznym chcesz robić statystykę, a w statystycznym chcesz rysować kwiatki.

Zazdrość. Gdy pojawia się w nas zazdrość, często mówimy, że to oznaka naszej miłości. Ale zazdrość to uczucie dziecka, a nie dorosłego – dorosłego w kontekście analizy transakcyjnej Ericka Berne. Zazdrość jest związana z przekonaniem, że przedmiot moich westchnień, przedmiot moich potrzeb, ta osoba, która chce, aby ze mną była, na mnie patrzyła, uważała mnie za ważną, w jej życiu tego nie robi. Patrzy na kogoś innego, spogląda gdzie indziej, przy innych lepiej się czuje, bawi, bardziej się śmieje, spędza z nimi więcej czasu, a nie ze mną. Kurwa ! Zajebie go, albo ją… to też miłością nie jest, to chęć posiadania kogoś na wyłączność. Tylko ze mną masz się dobrze bawić, tylko przy mnie masz tryskać tą wyjątkową energią, tylko ze mną i z nikim więcej. To mój cycek, a nie Twój, od mojego cycka wara! Zazdrość nie ma związku z miłością. Ale często, musimy przez ten próg przejść, aby dojść do miłości.

Pożądanie też często mylimy z miłością. Pożądam jej, pożądam jego. To nic innego na potrzeba bycia blisko. Uzależnieni od sexu tak naprawdę zaprzeczają swojej potrzebie bliskości. Chcą być blisko, intymnie, a nie mają w sobie na to zgody, bo jednocześnie chcą zachować swoją odrębność. A odrębność kończy się już w momencie zapłodnienia. Już w momencie zapłodnienia rezygnujemy, jako plemnik i komórka jajowa ze swojej odrębności, już tam w macicy rezygnuje z kawałka siebie na rzecz razem. To może być trauma na przykład kobiety, która bała się ciąży, że będzie ją bolało, i ze względu na ból narodzin, nie chciała dziecka, ale chciała seksu. Albo zgodziła się na seks, ale nie chciała dziecka, i w momencie zapłodnienia powstał konflikt. Chce i nie chce, a dziecko jako twór z matki, i ojca ten konflikt niesie. Może to też była niechęć ojca. Może chciał seksu a nie chciał dziecka, bo źle wspominał ostatni okres połogu swojej partnerki. Pożądanie to nie miłość, chociaż przez temat pożądania często musimy przebrnąć na drodze do miłości. Babcia kiedyś mówiła takie zdanie… „Dobre złego początki”, i nie wiedziałem o co jej chodziło. Z moich obserwacji ludzie łączą się w pary z różnych powodów, i nie mówię tutaj o tych powodach z głowy. Systemowo ludzie dobierają się w pary na przykład po to, aby przerobić tematy ze swego rodu. Jeżeli łączą się na poziomie traum, niedokończonych programów, i trudnych wzorców rodowych to pierwszą dominantą w nowo powstałej relacji jest właśnie seks. Silna potrzeba zbliżenia się, silna potrzeba bycia ze sobą, w sobie, razem. Seks jako sposób na rozładowanie napięcia, jako sposób na połączenie tych dwóch trudnych historii rodowych, związanie się poprzez dziecko, i późniejsze szukanie rozwiązania. Innymi słowy ona widzi jego, on widzi ją, i pierwsze co mają w głowach to ostre rżnięcie. Jeżeli to jest baza wyjściowa relacji, to z moich obserwacji, ludzie wtedy łączą się na poziomie trudnych, nieprzepracowanych traum rodowych, a konsekwencją tego jest późniejszy trudny związek, w którym ścierają się dwa systemy celem znalezienia drogi rozwiązania, celem znalezienia drogi do miłości. Duży wysiłek wtedy przed parą, i nie każda podoła temu wyzwaniu. Sprawy rozwodowe takich par zazwyczaj przebiegają równie burzliwie co ich związek, bo żadna ze stron nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje. Tej odpowiedzialności zazwyczaj ktoś nie chciał wziąć w jednym i drugim systemie, i tak walka trwa. Takie rozwody zazwyczaj trwają latami, bo burzliwy rozwód łączy parę. Znam takie pary, które rozwodziły się 17 lat. To jest chęć znalezienia rozwiązania, to jest chęć szukania drogi do miłości.

Przesadna troska nad kimś, często wiąże nam się z miłością. Mówimy dbam o niego, daje mu dobre rozwiązania, bo go kocham. Co za bullshit! To nie miłość, to chęć poczucia się większym wynikająca ze strachu przed byciem równym i skazanym na wybory drugiej strony, bez poczucia wpływu na tą osobę. Przesadna troska to chęć dominacji, to chęć ustawienia się w relacji pary jako ten większy, to nie miłość, ale czasami musimy przez to przejść, przez poczucie niewdzięczności ze strony tego, o którego się tak troszczyliśmy, że chcieliśmy kotka zagłaskać na śmierć, i przez poczucie bezsilności, aby dotrzeć do miłości.

Jest mi z nim, albo z nią przyjemnie i wygodnie. To miłość. Nie… to nie jest miłość. Jeżeli partner zaspokaja Twoje potrzeby, to to nie jest miłość. Miłość to coś więcej niż zaspokojone potrzeby partnera. Wygodnie – często mylimy z miłością. W brzuchu mamy było wygodnie. Paśnik przez pępowinę, ciepło, przytulnie, i raj utracony przy porodzie. Niektórzy uciekają przed światem, i chcą z powrotem wejść do łona matki. Często medytują, i szukają w medytacji połączenia ze wszechświatem, a na koncie mają spory debet, 40 lat, i mieszkają z rodzicami. To nie miłość, to zatrzymany ruch do świata. To zazwyczaj zatrzymany ruch do ojca, który do świata prowadzi.

Czym więc jest ta miłość do jasnej Częstochowy?
Miłość to pole miłości, które jest zwrócone tak samo do wszystkiego co żyje, co istnieje. Miłość nie wywyższa się, nie szuka konfliktu, pokorna jest, co jest przeciwieństwem pychy. Nie szuka dziury w całym, nie chce zmieniać, zgadza się, nie uzależnia od innych, bo iluzją ego jest, że jesteśmy oddzieleni. Miłość nie widzi lepszych i gorszych, nie rozróżnia koloru skóry, w polu miłości święci i grzesznicy są równi, bo każdy z nich jest dzieckiem miłości. Życie istnieje dzięki miłości i dzięki temu, że do niej szukamy drogi. Jeżeli coś żyje, to znaczy, że jest dzieckiem miłości.

Na rynku mamy wiele szkoleń dotyczących uwodzenia kobiet i mężczyzn. To nie ma związku z miłością. To ma związek z kontrolą, i strachem przed puszczeniem kontroli. To ma związek z manipulacją, a jeżeli w swoim polu masz zgodę wewnętrzną na manipulowanie innymi, to sam też będziesz manipulowany – tak to działa. Manipulacje są wynikiem strachu między innymi przed odrzuceniem, a odrzucenie jest iluzją. To tylko ego może czuć się odrzucone. Wszyscy jesteśmy połączeni, widać to jak na dłoni w ustawieniach systemowych, w których czasami okazuje się, że zasadzone nasze doświadczenia, sposób spostrzegania świata, sposób przeżywania tego świata zależy od losów i doświadczeń naszych przodków, którzy już dawno nie żyją. Baaaa mało tego. Nigdy nie musieliśmy ich widzieć na oczy, a i tak mamy w polu zapis informacyjny dotyczący ich bycia, życia, istnienia, mamy zapisy w komórkach naszego ciała.

Ostatni warsztat w Krakowie… Proszę klientkę, aby wybrała reprezentanta swojego taty, i mamę. Wybiera dwie „przypadkowe” osoby. Wstaje pewien mężczyzna, staje na środku sali. Obok staje kobieta. Mężczyzna nagle wyrywa się w stronę parapetu na, którym zostawił butelkę z wodą. Bierze kilka dużych łyków, i wraca na swoje miejsce. Pytam się klientki, czy tato pił wódkę ?
– Tak. A skąd wiesz?
– To było przed chwilą widać. Reprezentant to pokazał.
Na co reprezentant.
– No normalnie tak mi zaschło w gardle, że musiałem się napić. Przepraszam.
– Nie musisz przepraszać. Wszystko jest ok. Jesteśmy ON-LINE.

Wszyscy jesteśmy połączeni. Badania na szczurach pokazują – które ponoć różnią się od nas ludzi tylko 1% genetycznego układu, że traumy mogą być dziedziczone na 4 pokolenia w przód. Innymi słowy, szczury które podczas podawania im zapachu lawendy były rażone prądem. W następnym pokoleniu, dzieci szczurów, które już nie były rażone prądem miały powiększony gruczoł węchowy, a na sam zapach lawendy reagowały tak, że spierdalały gdzie pieprz rośnie. Dopiero w czwartym pokoleniu, odruch zaniknął. Szczury żyją krótko, i bzykają się jak króliki. Łatwo i w dość szybkim czasie można zobaczyć jakie są reakcje pokoleniowe gatunku – rodu – na poszczególne zachowania. Aby coś podobnego sprawdzić u ludzi trzeba było by około 70 lat badań.

Mamy różne obrazy w głowie, dotyczące tego jak powinien wyglądać spełniony związek pary. Te obrazy potrafią zabić związek. Samo wyobrażenie jak powinno być, potrafi zabić relacje. Jakiś czas temu pewna osoba udała się na warsztat projektowania swojej przyszłości. Na warsztacie tym różnymi znanymi technikami i narzędziami osoby biorące w nim udział kreowały obrazy dotyczące relacji, jaką chciałyby mieć. Ostatecznie pisały w sposób werbalny czego by oczekiwały. Oczywiście oczekiwania były zasadzone na kanwie wkurwu, i złości, że tego akurat teraz nie mają. Osoby te oddychały tymi obrazami, i wsadzały sobie je w ciało, jako energetyczne matryce. Nic wielkiego, to jest proste jak drut i każdy może to zrobić. Ich partnerzy podczas tych sesji doznawali kryzysów psychicznych, bo byli z tymi osobami w relacji, a czuli, że coś się zmienia, a oni już do tego nie pasują. Część związków zakończyła się po tym ćwiczeniu. Niektóre przechodziły przez wielomiesięczne trudne transformacje.

Co to było? Czy to miało związek z miłością? Czy to była manipulacja na poziomie matryc energetycznych? Relacje stały się oziębłe, nastąpiło rozłączenie partnerów na wielu poziomach, mosty zostały zerwane, naturalny proces krystalizacji dwóch struktur energii, kodów, programów, rozkładu niefunkcjonujących wzorców został zakłócony. Energia podąża za myślą – to prawda. Ego chce, aby energia podążała za jego obrazem, za jego myślą, za myślą wypowiadaną z poziomu odrębności, za myślą, która wynika z przekonania, że jestem oddzielony od całości, od systemu rodzinnego, społecznego. Takie podejście generuje cierpienie, a to cierpienie pojawia się jako oznaka, że coś tu nie gra. Co pojętniejsi zorientują się, że jeżeli pojawia się cierpienie to coś nie gra, a inni będą mówili musisz mocniej, bądź najlepszą wersją siebie, zwyciężaj, jedziesz do przodu, jak ktoś rzuca Ci kłody pod nogi, to otwórz tartak, biegnij Lessy. Co to kurwa ma być? Truman Show, czy Monty Pyton? Tutaj nie ma pokory, tutaj jest buta osadzona o błędne przekonania, że to ja jestem Bogiem. Kurwa… może i jesteś, ale wtedy ten menel pod sklepem też nim jest, i ta flądra która Cię kopnęła w dupę też jest Boginią, i ten sąsiad co Cię go unikasz też jest Bogiem, i sprzątaczka, i Twoja matka, która Ci dupę podcierała, i Twój ojciec który był alkoholikiem. Oni też są Bogami… ta wersja wydarzeń już tym motywującym mówcą tak bardzo nie pasuje, bo burzy w pył ich wyjątkowość, burzy ich nadymane do granic wytrzymałości struktury wewnętrznej małe zakompleksione ego.

Miłość, a raczej pole miłości jest jak Słońce, które pada na sprawiedliwych i złodziei, na mistyków i morderców, na ofiary i zwycięzców. Wyobraź sobie dach na którym położone są panele fotowoltaiczne, których celem mówiąc w skrócie jest czerpanie energii ze Słońca i zasilanie Twojego domu w takową. Słońce świeci cały czas. Słońce wschodzi na wschodzie, u szczytu jest na południu, a ku końcowi dnia kieruje się na zachód. A Ty jakbyś był jebnięty, i wszystkie panele zainstalowałeś na północnej części dachu, a potem dochodzisz do szewkiej pasji, że do bani te panele, bo nie dają prądu, tak jak pisali w ulotkach. To Ty swoją wewnętrzną postawą musisz dostroić się do pola miłości, a nie miłość do Ciebie. Czego miłość ode mnie wymaga? To pytanie usłyszałem ostatnio na warsztacie Gintera Schrickera. Czego miłość wymaga ode mnie, a nie czego ja wymagam od miłości. Pole miłości jest obecne i dostępne 24 godziny na dobę, tylko my ustawiamy się względem niego kiepsko, słabo, bądź nieumiejętnie.

Miłość jest zgodą na to co jest, takim jakie jest, i jakie było, i takim jakie przychodzi do nas. Miłości nie znajdziesz posiadając najnowszy model BMW. Możesz mieć wszystko, a jeżeli miłości nie będziesz w sobie miał, będziesz jak pusty cymbał brzmiący na wietrze – parafrazując kogoś, kogo osobiście nie znałem.

Obrazy jaki powinien być mój partner, moja partnerka mogą zabić związek, zabić relacje, pogrzebać żywcem do ziemi cały związek. Pisze do mnie wiele osób, niemal codziennie, niektórzy nawet o 23, lub 1 w nocy – na marginesie nie rozumiem, o co chodzi, bo nie jestem jak stacja benzynowa otwarta 24/h na dobę.

– Jestem rozczarowana swoim związkiem. Mój mąż siedzi cały czas przed telewizorem.
I tutaj pojawia się niewyartykułowane pragnienie tej kobiety. Jakie? Łatwo się domyślić. Pewnie chciałaby, aby mąż wziął ją do kina, spędził z nią więcej czasu, może porozmawiał, w każdym razie chce na pewno jednego. Chce, aby mąż przekierował swoją energię i skupienie z telewizora na nią. W jakiej formie będzie wyglądało to przekierowanie energii, w jaki sposób się zrealizuje w świecie, to już inna sprawa. Może chce, aby wziął ją na wycieczkę, może chce, aby jej popatrzył w oczy, może chce, aby zapytał się jej jak było w pracy – to jest wtórne i rzecz gustu i preferencji – czasami preferencji seksualnych. Generalnie chodzi o przekierowanie energii z telewizora na nią. Ona chce, aby on ją zobaczył, aby na nią patrzył. Ale co ona z tym robi? Ona skupia się na swoim rozczarowaniu, ona stoi w miejscu, w którym pomiędzy ją, a jej pragnieniem jest przestrzeń. Przestrzeń, w której czuje niespełnione oczekiwanie, w której widzi, że nie ma tego czego by chciała, więc co się stanie ? Będzie miała jeszcze więcej tego, czego nie ma. Tak to działa. Energia podąża za myślą. Oczywiście można wchodzić w didaskalia, i patrzeć na to z perspektywy systemu i deficytów w systemie rodzinnym. Może tato na nią nie patrzył, i tego spojrzenia tak naprawdę jej brakuje. Może tato nigdy nie powiedział, że pięknie wygląda w tej kolorowej sukience, albo że tak pięknie skacze na skakance. Chuj go wie… nie powiedział, bo nie miał takiego pola, i takiej przestrzeni, aby powiedzieć, bo może pił, albo sam był dzieckiem z jeszcze większym deficytem. Ona ma już 40 lat, i nadal czuje ten deficyt, tak jak wtedy kiedy miała 3 lata. Ma 40, ale jej świadomość w tym obszarze regresuje się do 3 latki. A jej chłop jej służy, całkowicie nieświadomie, siedząc przed telewizorem pijąc piwsko, i oglądając mundial 2018. Zatrzymaj się na chwilę. Zrób stop klatkę. Wszystko jest ok. Tu nikt nie zawinił. Oboje są w drodze, do miłości. Oboje mają do przejścia zasieki. Ona musi odpuścić pragnienie. Musi pozwolić ze swojej przestrzeni, odejść energii pragnienia, czy tam oczekiwania względem swego chłopa. Nie musi odpuszczać, uwalniać energii czucia się widzianą. Musi odpuścić pragnienie, energie niezrealizowanego pragnienia. Gdy pozwoli temu odejść w przestrzeni pojawia się pewna swoboda potencjałów, i w ten oto paradoksalny sposób Ona robi miejsce, na to aby wydarzyło się to, czego pragnęła, ale musi zaufać, musi pozwolić, aby w ogóle w jej dzbanie, przestrzeni – zwał jak zwał to tylko kwestia kodu językowego, czy też nomenklatury – pojawiło się wolne miejsce. Pusta przestrzeń, pustka, która zassie potencjalną możliwość realizacji jej potrzeby bycia widzianą. I może chłop nie wstanie sprzed telewizora, ale może wydarzy się cud, w którym zadzwoni do niej jej koleżanka, która będzie chciała umówić się na kawę, i da jej swoje skupienie, swoją uwagę, swoją obecność dzięki której jej potrzeba zostanie zaspokojona, bo wszyscy jesteśmy połączeni, a życie nie lubi próżni. Może jeżeli uda jej się całkowicie odpuścić to co tam w niej samej siedzi, to nawet mecz finałowy będzie mniej interesujący niż głębokie popatrzenie kobiecie w oczy. Ale pierwszy krok, to ja, i moje odpuszczenie. Moje zrozumienie, że każde moje pragnienie, pożądanie, potrzeba kontroli, to patrzenie przez pryzmat samotnego oddzielonego ego. Tak jesteśmy skonstruowani. Dlatego w pismach świętych mówi się o wierze. Wierze w co? W to, że Bóg, Absolut, Wszechświat, Wyższa siła jest sprawiedliwa, jest miłosierna, jest siłą, która daje, karmi, poi jak matka, i daje poczucie bezpieczeństwa jak ojciec. Matka i Ojciec to symbole, to dwie archetypowe energie, które tworzą w swej różnorodności ten świat. Męskie i Żeńskie, Bogini i Bóg. Żadna religia, która gloryfikuje jedną z form nie przetrwa próby czasu. Religia bez żeńskiego, to skostniały system dogmatów, i przekonań niczym kolos na glinianych nogach. Religia bez męskiego, to odmęty emocji, i tymczasowych upojeń energetycznych, a ostatecznie ciągnący się glut bez formy. Tylko połączenie jednego i drugiego tworzy obraz spójny, i mogący przetrwać próbę czasu, i weryfikację z prawdą, tą duchową, i tą z krwi i kości – materialną.

Wiara, wiara jest po to, że jak patrzysz na świat, to widzisz, że jesteś odrębny. Jesteś czymś innym, niż ja i on, i ona. I masz taką właśnie fatamorganę przed oczami. A wszyscy mędrcy tego świat mówili jedno, na różne oczywiście sposoby. Jesteśmy jednością. Jesteśmy połączeni. Ty jesteś mną, innym mną. O tym mówił Chrystus, Budda, i inni. Co z tego zostało, to widzimy na własne oczy i nie będę tego komentował bo mój blog zostanie uznany za szerzący treści niezgodne z poprawnością polityczną. Ale w takim miejscu jako gatunek jesteśmy, jesteśmy w zasiekach, na drodze do miłości, do miłości, która nie osądza, tylko przyjmuje i zgadza się na drugiego, takim jaki jest, a nie takim jaki według oddzielonego ego powinien być. A w związku pary można tego doświadczyć szybciej, i intensywniej niż samemu – pozostawiając z boku patologie, w których często wyjściem jest po prostu wyjście. Czasami rozwiązanie polega na tym, że zostawiam kogoś, w tym miejscu, w którym jest, bo moją lekcją jest odpuszczenie, a nie brnięcie w głąb, w dół, w przestrzeń, która mi nie sprzyja.

Jak on odejdzie, to się zabije! Jak odejdziesz to Cię zniszczę! Jak mnie zostawisz, to ja Ci kurwa pokaże! To nie jest miłość. To próba szantażu, to zawładnięcie, to próba zostania przy obrazie, jak to powinno wyglądać, a nie jakie to jest. Budda wyrzucił z łodzi łotra, Chrystus poprzewracał stoły, gdy dostał piany na ustach. Cierpliwość ma swoje granice. Niektórzy stają na naszej drodze po to, abyśmy ich ominęli, albo abyśmy utknęli. Rozpoznaj, zrozum, zobacz i działaj. Jego droga to jego droga, jej droga to jej droga. Być może Twoją drogą jest odpuszczenie idei, myśli, że to z nim stworzysz ten wyjątkowy jedyny, szczęśliwy związek. Taka idea potrafi zabić, i sprowadzić na ciebie frustracje. Myśl, która nie może znaleźć odzwierciedlenia w realnej fizycznej rzeczywistości, doprowadza do szału, i powoduje tylko frustracje. Nie upieraj się, że możesz być szczęśliwy, szczęśliwa z tą konkretną osobą. Jak Ona będzie ze mną, to będę szczęśliwy! Tylko Ona, Tylko On. To czasami utopia. A co jeśli Twoje wyższe Ja ma dla Ciebie inną opcję. Może z tą osobą masz zrozumieć tylko coś, co potem będzie elementem kluczowym, aby wejść w relacje, która da Ci więcej przestrzeni, więcej radości, wolności w wyrażaniu swojej istoty? Czy uważasz, że to Ty tym wszystkim zarządzasz? W moim doświadczeniu jesteśmy planktonem, a nie Bogiem. Czy to na pewno musi być on? Czy to na pewno musi być ona? W Małym Księciu było napisane jedno piękne zdanie. „Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest Twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było.” Amen.

Dziękuję, że czytasz. Jeżeli uznasz, że to co napisałem niesie ze sobą jakąś wartość, to proszę udostępnij. Dziękuję.

Mirek Piotr Czarko Wasiutycz

Dodaj komentarz