Rodzice dają, bo kiedyś dostali, od swoich rodziców – Twoich dziadków, a Ci dostali od swoich rodziców, a Ci dostali… i tak do zarania życia. Ale co dają rodzice? Bo dzieci często mają dużo zarzutów do własnych rodziców. Rodzice po pierwsze dają życie, i o ile pracodawcę możesz zmienić, bo wystarczy podpisać kwity, i już nie pracujesz w danej firmie, to rodziców zmienić się nie da. Masz takich jakich masz i sorry Winnetou, ale tutaj nic zmienić nie możesz. Rodzice dają, życie, a życie, skoro czytasz ten tekst przekazali bezbłędnie, życie przyszło do Ciebie, właśnie od tej kobiety, i od tego mężczyzny. Nie od innego, nie od innej, ale właśnie od tej konkretnej kobiety, i tego konkretnego z krwi i kości mężczyzny. Od ojca bierzemy iskrę życia, bo elektryczność w ciele, przewodnictwo po komórkach nerwowych, i nie tylko jest od męskiego. Soki, z których powstajemy, z których budują się nasze narządy, oczy, wątroba, płuca, mózg, to wszystko urosło z soków Twojej mamy.
Tak więc życie, bierzemy od rodziców. Często to co pokazuje się, w ustawieniach, to fakt, że do życia szliśmy po trupach, po obumarłych bliźniakach, trojakach, przez zapisy informacyjne w polu mamy, i taty dotyczące poronionych bądź abortowanych dzieci. Często nasz droga do życia, usłana jest zmarłymi. Swoje miejsce w systemie nie dostaje się w prezencie, to miejsce w systemie trzeba zająć, ale czasami nie zajmujemy swego miejsca, czasami jesteśmy wzięci w uwikłanie, i zajmujemy nie swoje miejsce – zazwyczaj wtedy jest nam trudno. Trudno w relacji, trudno w biznesie. Często tak bardzo dobrze chcemy o sobie myśleć. Tak bardzo dobrze sobie siebie samych wyobrażamy. Myślę, że gdyby ludzie byli przynajmniej w połowie tak, bardzo zajebiści, uduchowieni, jak im się wydaje, że są, to mielibyśmy na Ziemi Raj.
Aby móc coś dać, najpierw trzeba wziąć. A brać uczymy się, przy mamie. To z jej soków powstaliśmy, i to z jej piersi braliśmy, często łapczywie, często agresywnie, bo agresja jest potrzebna, aby przeżyć. Często wypieramy agresję, ze swego życia, ale faktem jest też to, że często agresję mylimy z przemocą. Nasz system immunologiczny jest non stop agresywny względem naszego otoczenia, bo gdyby był bierny, zżarły by nas już dawno jakieś wirusy, bądź grzyby. Więc, aby móc komuś coś dać, najpierw trzeba coś wziąć. Poziom brania, jest u nas różny. Pewnie można byłoby go zestopniować, ale to tylko/aż rozjaśniłoby temat dla umysłu. Kto nie wziął do serca własnej mamy, kto nie wziął do serca własnego taty, a jest to zasadniczo bardzo głęboki temat, ten nie jest nastawiony na dawanie, bo, aby dawać trzeba coś mieć. Osoby, które mają zarzuty względem własnych rodziców, które nie uznają daru życia, które otrzymali – bez względu na cenę, jaką przychodziło i przychodzi im płacić, i jaką będą jeszcze musieli zapłacić, – pozostają w deficycie, pozostają w nastawieniu – chcę brać więcej. Nie chcę dawać, mi wciąż jest mało. Chcę brać. Takie osoby chodzą do pracy zazwyczaj po to, aby brać. Nie są nastawione w swojej wewnętrznej postawie, że mam coś wyjątkowego, że posiadam zasoby, którymi inni są zainteresowani, one wewnętrznie są nastawione na to, że mają za mało, i świat sam w sobie jest miejscem, gdzie jest za mało. Za mało pieniędzy, za mało miłości, za mało bezpieczeństwa, za mało zasobów, za mało dobrych stanowisk pracy, za mało ładnych domów, za mało… Przez swoje ZA MAŁO spostrzegają rzeczywistość, i nie trzeba być Arystotelesem, czy Einsteinem, aby wywnioskować, co ŚWIAT daje takim osobom. Daje im za mało, a nawet nie tyle daje im za mało, co nawet, gdyby dostały WIĘCEJ, to i tak by tego nie zauważyły, bo na oczach używając nomenklatury NLP mają filtr – ZA MAŁO. „Siłę” takie osoby do sukcesu, do pójścia dalej w karierze, w społecznej drabinie biorą z wkurwu, że dostały ZA MAŁO. Ostatecznie można by stwierdzić, że to nawet nie jest siła. To jest potencjał energetyczny, który nieskanalizowany przez serce, przez uczucie miłości, wdzięczności, co prawda może je zaprowadzić na szczyt, ale chuj z tego wynika, bo na końcu drogi takiego człowieka, człowieka który nie umie uznać, podziękować, być wdzięcznym, tak, aż do samej dupy… jest ciemna dziura. I może taki jeden z drugim, posiadać piękny dom, samochód, zdrowe dzieci, piękną sexi Sophie Loren, czy Brada Pitta, a jak gasną światła reflektorów, i nikt nie patrzy, to otwiera się przed taką osobą czeluść Tartaru. I pojawia się schemat burdel, kokaina, amfetamina, alkohol, kac. Bo im większy sukces, tym w duszy większy rozłam wynikający z faktu nie uszanowania matki, i ojca, bo do cholery, gdyby się na Ciebie nie zdecydowali, to tego wszystkiego by nie było.
Zaczynamy się wtedy niszczyć. Sami siebie, i czasami kończy się to śmiercią. A czasami kończy, się to wylądowaniem na samym dnie, z którego nomen omen czasami udaje się odbić, i znaleźć inną ścieżkę, niż kokaina, burdel, alkohol, amfetamina, kac.
Gdy nie wzięliśmy od rodziców, życia… a gwarantuję Ci, że gdy dotrzesz do tego, jaki prezent dostałeś, bez względu jak bardzo uważasz, że masz przejebane, bo cała ta reszta związana z tym, że nie było ich… że matka jak miałaś 13 lat zobaczyła Cię z chłopakiem, to zrobiła Ci siarę na pół wsi, cała ta reszta, gdy ojciec był nieobecny… bo w pracy, bo za pieniędzmi… nie ma znaczenia. Masz tutaj szansę, jesteś, oddychasz… no właśnie, czy Ty kurwa oddychasz? Czy siedzisz w swoim łbie, i mielisz wciąż na nowo, zadając sobie pytania DLACZEGO TAK SIĘ STAŁO? Zacznij oddychać, złap oddech, trzymaj się oddechu, bo oddech przybliża Cię do ciała, oddech bardzo pomaga przepuścić przez ciało, oddech trzyma Cię na Ziemi, przy Ziemi, po oddechu można sprawdzać, gdzie jestem, w jakim miejscu, co się ze mną dzieje. Płytki, zazwyczaj sygnalizuje zamrożenie, nieobecność. Przyspieszony sygnalizuje strach. Oddech tak pięknie o nas mówi.
Gdy nie wzięliśmy od rodziców, nie mamy czym się dzielić. Partnera nie traktujemy jako równego sobie, wchodząc z nim w wymianę, tylko chcemy go traktować jak rodzica, od którego mamy nadzieję, że dostaniemy wszystko to, czego nam brakło. I to się nie udaje. To nie może się udać, bo partnerka to nie Twoja lepsza mama, a partner to nie Twój lepszy Tato. To obca, chodź czasami bliska, nie związana więzami krwi osoba, która też zazwyczaj chce brać, a nie dawać. I w ten oto sposób natrafiamy na sytuację, w której doświadczamy odkochania się, tak samo szybkiego, jak i bolesnego, dochodząc do wniosku, że świat jest chujowy, ludzie to szuje, i każdy ode mnie czegoś kurwa chce! Ano chce, tak samo jak TY. Relacja pary, to relacja dawania i brania. Dopóki nie wziąłeś, nie masz co dać, i żyjesz, czy chcesz, czy nie chcesz, w rzeczywistości deficytu, i nawet jak byś dostał 5 milionów złotych, to przepierzysz to na papiloty, i inne niepotrzebne Ci rzeczy, tak jak około 80% ludzi, którzy niespodziewanie wygrali w toto lotka, bądź inną loterię duże… naprawdę duże pieniądze.
Pokłon przed mamą i tatą, z wdzięcznością, to pierwsza brama, to pierwsza brama do świata dorosłych. W tym miejscu zaczyna się dopiero dawanie w parze. Wcześniej mamy dwójkę poranionych, wkurwionych, i lepiej, lub gorzej wytresowanych do przyzwoitych, akceptowalnych społecznych zachowań, wzorców zachowań ludzi, którzy tylko dlatego sobie jeszcze nie skoczyli często do gardeł, bo wylądowaliby w pierdlu. Mamy ludzi, którzy mówią sobie dzień dobry, bo wypada… nie dlatego, że życzą sobie nawzajem DOBREGO DNIA… mamy ludzi, którzy nauczyli się mówić PROSZĘ i mówią proszę, ale nie wiedzą co proszę oznacza. Po prostu klepią bo tak wszyscy mówią, jak coś chcą, albo jak coś dają. Mamy ludzi, którzy mówią DZIĘKUJĘ, ale wcale nie czują wdzięczności, i nie uważają, że ten drugi dał im coś, co ma dla nich wartość. I nie jest to ani złe, ani dobre… takie to po prostu jest. W takim miejscu jesteśmy jako społeczeństwa, narody, nacje. Trochę dzieci, które wyobrażają sobie, że gdzieś tam na górze jest dobry Bóg, a pod ziemią jest zły Lucyfer. Takie to jest.