Janek. Ponad 50 lat. Przedsiębiorca, z 30 letnim doświadczeniem w swojej branży.
– Świetnie sobie radzę zawodowo. Wybudowałem cztery domy. Córkom kupiłem auta, postawiłem studia w Anglii. Synowi zapłaciłem za Uniwersytet na Sorbonie. Całe życie właśnie w taki sposób dawałem. 6 miesięcy temu zmarła moja żona, i załamałem się – zaczyna płakać.
– Oddychaj, przez stopy do głowy, i z powrotem. Wdech i wydech.
Z trudem powstrzymuje łzy. Prosi o chusteczkę.
– Jak teraz patrzę na to wszystko, to nie widzę sensu. Po co tyle zapierdalałem. Wiesz, to naprawdę nie ma sensu. Straciłem swój czas. Wolałem do firmy, do działań, do efektów, niż głębiej w relacje, a teraz jej już nie ma. Już nie powiem jej tego co chciałem powiedzieć. Już nie chwycę ją za rękę, już nie pójdę z nią na spacer, już nie będziemy zgarniać liści z ogrodu jesienią, jej już nie ma, nie odbierze telefonu, nie uśmiechnie się, nie obejrzymy razem filmu, i po prostu się powygłupiamy… – każde słowo przychodzi mu trudno, krtań zamknięta, szczęka zaciśnięta w złości, i tak jakby dotykał uczucia bezsilności.
– Doświadczasz samotności. A samotność to takie uczucie, w którym chcemy, aby ktoś z nami był, a jego nie ma. Bycie samemu, to coś innego niż doświadczenie samotności. W samotności masz gdzieś w swojej świadomości, że ktoś powinien tu przy Tobie być, ale go nie ma. Dlaczego go nie ma, to już inny temat, inna kwestia. Ktoś powinien być. Z tego oczekiwania rodzi się wizja, obraz, iluzja, że może być inaczej, a nie jest. Z tego oczekiwania rodzi się fantazja. Ostatecznie to brak zgody na rzeczywistość. A co leczy bardziej? Podtrzymywanie iluzji, tkwienie w tym obrazie, że Ona mogłaby tu być, czy prawda, że jej nie ma? Nie ma i już tutaj jej nie będzie – klient bierze głęboki oddech. Przestaje płakać. Prostuje się. Ramiona idą mu do góry. Ciało bierze jeszcze jeden głęboki wdech.
– Tak. Tak jest.
– Kogo straciłeś w dzieciństwie? – pytam.
– Mama zmarła jak miałem 6 lat – i znów zaczyna cały drżeć, i z oczu zaczynają płynąć łzy.
– To jest to. To jest, ten moment od którego się zaczęło. Ustawmy to.
Klient wybiera reprezentantkę mamy. Stawiam ją na środku Sali. Na wprost krzesła klienta. Proszę go, aby wstał, stanął naprzeciw matki, i po prostu patrzył jej w oczy. Mama otwiera swoje ramiona, 50 letni mężczyzna skula się w sobie, zanosi się w płaczu, i biegnie w jej ramiona. Nawet nie zdążył się pożegnać. Nawet nie mógł tam dotrzeć. Wszystko stało się tak nagle. Zawał serca. 6 letni chłopiec bez mamy. A teraz jako 50 letniemu mężczyźnie nałożyło się doświadczenie z żoną, jak przez kalkę. Dwa potężne ładunki emocjonalne, jeden w drugim, jeden z drugim. Ten drugi odpalił wspomnienia wyparte przez tego 6 letniego chłopca.
Klient klęczy przy mamie, smarki z nosa, po jakimś czasie uspokaja mu się oddech. Dotarł, dotarł w sobie do mamy, przytulił ją, wziął ją, wlała się w niego. W polu wytwarza się ogromna bańka miłości, życia, siły, kreacji. Tyle stworzył na tym świecie, to dzięki mamie, dzięki energii mamy. Dostawiam żonę. Te dwie sytuacje, doświadczenia trzeba rozdzielić. Trzeba zakończyć zgodnie z porządkiem pierwsze, i przejść do drugiego.
Klient wstaje z kolan. Żona stoi spokojnie. Ręce splecione. Oddycha głęboko. Potem przerwany oddech, i szloch.
– Mój kwiatuszku – mówi klient, i rusza w jej stronę, już znacznie spokojniejszy, jakby trauma związana z matką, już się wylała, jakby już go odciążyła. Wpadają sobie w ramiona. Klient stoi stabilnie na swoich nogach. Dostawiam Śmierć. A ta stoi spokojnie w dystansie. Po jakimś czasie mąż i zmarła żona chwytają się za ręce. Ona zaczyna się odsuwać. Powoli, wycofuje się w ramiona Śmierci.
– Czasami przychodzę poprzez chorobę, czasami poprzez ręce innego człowieka, czasami poprzez wypadek samochodowy, a czasami przez zawał serca. Wszystkich traktuje równo. Teraz ja ją tulę w swoich ramionach – mówi śmierć. Żona się uspokaja, gdy plecami opiera się o Śmierć.
Mąż się uspokaja. Patrzy z miłością na ten obraz. Powraca spokojny oddech.
– Ja tutaj, a Ty tam. Ja przy żywych, ty wśród zmarłych, takie jest prawo tego świata – mówi klient.
– Teraz możesz być sam. Bycie samemu, to co innego niż samotność. W samotności na kogoś czekasz, kto nie przychodzi. Zazwyczaj to uczucie dziecka, które czekało na któregoś z rodziców, a ten nie mógł przyjść. Ludzie tacy, z taką specyficzną traumą lubują się w piosenkach o niespełnionej miłości. Są w stanie poświęcić bardzo wiele, aby dostać tylko okruchy ciepła, dotyku, dobrego słowa. Przepłacają i to zazwyczaj sporo. Bycie samemu to świadomość, że jesteś tu gdzie jesteś. I może ktoś przyjdzie, może ktoś pojawi się na chwilę, w naszej przestrzeni, może nawet będzie miło, ale tam nie ma cierpienia związanego, z tym, że teraz kogoś nie ma. Tam jest radość, skupienie, czerpanie treści, napędu do życia z siebie. Tam nie potrzeba obiektu, który napędza do życia, tam po prostu jesteś Ty. I im głębiej łapiesz ze sobą, kontakt tym bardziej Ci to nie przeszkadza. Powiem więcej tym bardziej chcesz ze sobą być. Szanujesz swój kontakt z samym sobą. Tam nie potrzeba obiektu westchnień, motywatora do życia, w postaci drugiej osoby. Tam jesteś dorosły, tam sam sobie umiesz dać to czego w danej chwili potrzebujesz.
Ludzie często boją się spotkać sami ze sobą. Jak małe dzieci, które bały się być same w domu bez rodzica. Bez mamy, bez taty. Czasem całe życie czekają, aż ktoś przyjdzie. Czasem piszą smutne wiersze, słuchają smutnych piosenek o niespełnionej relacji, i nazywają to miłością. To zazwyczaj uczucia dziecka, które nie mogło dotrzeć w ramiona. Dzisiaj masz 50 lat. Jesteś dorosłym mężczyzną. Straciłeś żonę, to fakt. Ale jak zgadzasz się na jej Śmierć. To już nie musisz tkwić w samotności, w wołaniu, aby wróciła. Już nie musisz produkować sobie obrazów tych ulotnych chwil, które przeleciały Ci przez palce, przeleciały Ci przez palce tylko w Twoim wyobrażeniu. Możesz popatrzeć na to co Ci się udało zbudować, co udało Ci się razem z nią, ze swoją żoną zrobić. Macie trójkę, zdrowych, mądrych, wykształconych dzieci. One potrzebują taty przy życiu, a nie w oparach umysłowego opium, jakim jest iluzja, że może być inaczej niż jest.
Dostawiam trójkę dzieci. Ojciec patrzy na nie z miłością. One na niego. Syn zaczyna płakać. Ojciec robi krok w ich kierunku, otwiera ramiona, dzieci wpadają w nie, jak wygłodniałe uczuć psiaki.
– Powiedz do nich – Zostaję. Zostaję przy tym, co jest, przy życiu.
Dzieci płaczą, w ramionach taty. Któreś z nich mówi – Nareszcie wróciłeś.
Kurtyna w dół.
Prawda Cię wyzwoli. Zgoda na prawdę, leczy. Iluzja szarga Cię po wszystkich zakątkach nie materialnego świata. Daje złudzenie, że może być inaczej niż jest. Samotność i jej iluzje, są efektem braku zgody na to co jest. Czasami są to bardzo głęboko nieuświadomione ruchy duszy, ducha, na ustawieniach systemowych możemy niektóre ruchy dokończyć, zamknąć w obrębie ich porządku, i zrobić następny krok, krok bliżej Życia, bliżej siebie, bliżej prawdy – naszej, osobistej, bo ona zawsze jest osobista.