Niedawno były Walentynki i zrobiło się czerwono w internecie. Dostałem nawet zdjęcie kwiatów, a raczej bukietu kwiatów, zrobionych przez kwiaciarkę, czy tam przedsiębiorcę, który sprzedaje kwiaty. Ale było nieszablonowe, bo w kolorze liliowym – jako protest do tej czerwieni zasypującej relacje w sieciach społecznościowych. Zdjęcie otrzymałem z zapytaniem : Czy ładny? – ten bukiet oczywiście. Odpowiedziałem, że powinien być czerwony, aby się lepiej sprzedał, bo czerwony to kolor ognia, czakry podstawy, czyli tam gdzie ogień się rodzi. Kupujący kwiaty amant ma czuć, że chodzi właśnie o ten ogień, a nie o jakieś pastele. Jak ma być miłość, to musi być ogień, i marzenie ognistej nocy – bo inaczej nie będą kupowali – stwierdziłem. Innymi słowy sex jest ważny, a może nawet bardzo ważny chociaż to nie jest takie oczywiste, i spotykam się z różnymi podejściami do tego tematu.
To kobieta wybiera mężczyznę, a mężczyzna powinien wybrać kobietę spośród tych, które go wybrały. Przykro mi Panowie, ale takie to życie jest. Jak kobieta wybiera? Mówi się dużo o uwodzeniu. Są nawet kursy tegoż uwodzenia. Specjalne techniki. Psychologia poszła naprzód, możemy rozpoznać już bardzo wiele. Sztuka uwodzenia jest oparta w wiedzy, a nie jakiś magicznych przesądach, chociaż te de facto mówiły to samo, tylko za pomocą innego języka.
Mężczyźni od wieków specjalizowali się w uwodzeniu kobiet, a kobiety od wieków specjalizowały się w nie nabieraniu się na sztuczny miód. Dlaczego to takie ważne? Ano dlatego, że dla mężczyzny ta jedna noc, może być tylko jedną nocą, a dla kobiety ta jedna noc może się skończyć dopiero po przysłowiowych i umownych 18 latach, gdy jej owoc – owoc tej nocy – dorośnie.
Zarządzanie relacją to sztuka, której nikt nie uczy w szkołach, a jak pokazuje życie, to ludzie dzielą się na szczęśliwych i mniej szczęśliwych, żeby nie powiedzieć nieszczęśliwych. Punktem, który tak mocno ich odróżnia od siebie, w tej ilości szczęścia nie są pieniądze, chociaż mocno cały skomercjalizowany świat stara się nam wmówić. Punktem który tak mocno nas odróżnia, a jednocześnie wpływa na owy poziom szczęśliwości, są nasze relacje z innymi.
Ale kiedy relacja się udaje ? Może najpierw zacznę od tego, kiedy udać się nie może. Nie może się udać, gdy jedno jest większe od drugiego, i to nie tylko słowa, to uczucie, to namacalna sfera głębokiego uczucia, że mi zależy bardziej niż jej vel na odwrót. Ten schemat relacji trochę przypomina relację mężczyzna – mama, ale można też go zauważyć w relacji rycerz – królowa. Królowa jest piękna, cudowna, wspaniała. Rycerz oddaje królowej swoje serce, ale wie, że królową dostaje w nocy król. Mit o rycerzu i królowej to ostatecznie pochodna zakłóconej fazy edypalnej, gdy to chłopiec zakochuje się w swojej pierwszej kobiecie – czyli mamie, ale nie może jej mieć, bo jest ten nasz bajkowy Król, czyli Tato. Tak wiele się pisało o rycerzach, tak wiele bajek i książek powstało o wybrankach serca, baaa nawet filmy na ten temat kręcono, i o czym to jest? O czym to wszystko jest? O problemie w rozwoju dziecka… I teraz pewnie wielu z nas ma uczucie jakbym zerwał taśmę, w momencie nieźle zapowiadającego się filmu. Popcorn wypadł Ci z ust ? Konsternacja? No to czytaj dalej.
Rycerz zasila Królową energią, ale jednocześnie w relacji z nią odcina sobie swoje jaja. Staje się mężczyzną bez jaj. Staje się nie możnym do odczucia spełnienia chłopcem, który zaczyna podążać za Królową – czyli ostatecznie swoją matką, lub aby nazwać to precyzyjniej, za obrazem matki, który projektuje na królową. Tak więc wielcy bohaterowie, którzy walczą w słusznej sprawie, i o których piszą powieści i książki, a nawet Hollywood się nad nimi rozpływa, to nikt inny jak mężczyźni, którzy zostali uwiedzeni przez swoje matki, i nigdy nie trafili w ramiona swoich ojców.
Śmiem domniemywać, i liczę na ostrą krytykę tej hipotezy, że skłonność do depresji wśród mężczyzn może w życiu dorosłym mieć swoją przyczynę w niezrealizowanym popędzie do naszej wybranki serca, czyli mamy. To nienapełnienie mamą, a w efekcie nienapełnienie miłością kobiecego pierwiastka może w życiu dorosłego mężczyzny skutkować owym przerostem popędu, w stosunku do zdrowego ego, które jest w stanie wyznaczyć cel, i go zrealizować poza relacją syn – matka. Być może z kolei niezrealizowany popęd do taty, w fazie edypalnej ma swoje skutki w postaci depresji u kobiet.
To tylko moja hipoteza, i niewątpliwie przydałyby się tutaj, w tym wymiarze obserwacje i badania pokazujące, czy taki efekt jest skutkiem korelacji pomiędzy niespełnionym popędem w fazie edypalnej a skłonnością do depresji w wieku późniejszym… Ale do konkluzji, bo to czytelnika zazwyczaj jara najbardziej. Gdy obiekt popędu jest poza zasięgiem, czyli na zewnątrz, słabnie siła ego – i nie jest to moje odkrycie, a innych, ale z gracją zauważone przez Matta Octarine – za co dziękuję Ci Matt serdecznie, bo dodałeś jeden z klocków, dzięki którym powstało właśnie to co czytamy.
Gdy kobieta nie wybierze mężczyzny, a mężczyzna wybiera kobietę, to szykuje nam się dramat. Ten sam dramat odgrywa się także w relacji z zamiennymi płciami. Rycerz mamy musi mieć swoją królową, lub Dulcynnę, jaką miał Don Kichot. Dulcynea jest łasa na zaloty, jak to opisują recenzenci powieści. Ale co to znaczy łasa na zaloty? Czym jest zalot? Czyż nie energią serca? Czyż nie energią seksualną, ale przepuszczoną przez serce, bo przecież wszystko co się rodzi w ciele, swój początek ma w ogniu podstawy, w rodzącym się wężu na samym dole ciała? Rycerz mamy musi mieć swoją wybrankę. On nie chce wybranki z krwi i kości, jego serce jest poza sercem w ciele. Jego serce jest w przestworzach, jest poza nim. Rycerz już nie ma swego serca, a przy swojej Dulcynei nie ma też swoich jaj. Jest pustym w środku kawałkiem mięsa biegnącym od jednej do drugiej Królowej, czasami przy jednej przystając na chwilę dłużej, żeby to na chwilę przeżyć swój wzlot, a zaraz potem swój sromotny upadek, w niemożliwości zrealizowania swego popędu – co w efekcie może prowadzić do depresji.
W depresji, jest bardzo duża PRESJA. Ale na co? Na niemożliwość dotarcia do obiektu swego PO ŻĄDANIA. Gdzie był ten obiekt ? Kto ŻĄDAŁ ? A nie dostał? Gdzie komuś coś się należało, ale nie otrzymał? Gdzie miał prawo TRZYMAĆ, ale NIE O TRZYMAŁ? Miał ale nie miał. Czy to może ojciec, który poślubił, ale ONA serce miała przy innym? A może mama, która myślała, że go ma, ale nie czuła w środku, że jest z NIĄ? A może OBOJE – a tu dzieci i co z tym zrobić ? Gdzie w rodzie byli Ci, którzy chcieli, ale nie dostali? Mieli, ale nie POSIADALI. Z czego rodziła się PRESJA? To napięcie, które rozsadza od środka. Ta złość, która nie może być skanalizowana na zewnątrz, nie może dosięgnąć. To jakby być mężem, a nie mieć żony, bo ona przy innym, i nawet w sexie czuję, że jej nie ma. To jakby mieć męża, ale czuć, że to tylko ciało, bo duch uleciał, a może nigdy go do kurwy nędzy nie było? A gdzie ta KURWA? Czy to ta, przy której jest mój mąż? Jakiej kobiety tu brakuje, lub uszanowania jakiej miłości? Czy tej, która była przede mną? Czy myślałam, że go MAM? Jak MAMA? Że jest MÓJ? Poszłam za nadzieją, że będzie MÓJ? Dałam się nabrać? Myślałam, że małżeństwo spowoduje, że jego serce będzie moje? Że jej serce będzie moje? I od lat czuję tą PRESJĘ, i złość, ale nie ma możliwości do końca do czegoś konkretnego się przyczepić, bo ON / ONA stwierdza – „No przecież jestem! O co Ci chodzi?” Ano o to, że w środku czuję, że Cię kurwa nie ma! Dobrze jak te kurwy lecą, bo jak nie lecą, to cała energia idzie do środka, i w efekcie pojawia się depresja. Zatrzymana złość, niemożliwa do skanalizowania.
Imieniem człowieka jest LEGION – jak pisał Gurdżijew. Hellinger mógłby napisać, że imieniem człowieka jest RÓD. W zasadzie to tylko nomenklatura, bo chodzi o to samo. JA to nie tylko JA. Ja to ród, z którego pochodzę, i czasem odgrywam coś co moim osobistym nie jest, a jest rodowym. Rodu nie zmienię, ale mogę zmienić to co we mnie, bo niektórzy – i to nie jest żart – przychodzą na ustawienia ustawić sobie żonę, lub męża. Hmmm gdybym ustawiał żony, to kolejka kończyłaby się w Chinach w wiosce Shangting drodzy Panowie. Druga tak samo długa na ustawianie męża stałaby obok. Ustawić można siebie, i ustawienie zawsze idzie z energii klienta.
A więc gdy ONA lub ON jest większy, to się nie udaje. Czasami zaczynają jako równi, a potem dzieje się coś, że jednak ON/ONA większym się staje. To jest równia pochyła w równowadze uczuć w parze, i to zawsze kończy się historią typu… „Przestałam go czuć, ja już nic nie czuje do niego…” albo „Nie wiem o co chodzi, ale kocham ją, lecz zaczynam się oglądać za innymi…” Relacją pary należy umieć zarządzać, tak samo jak grządkami na swoim ogródku. Ten, który leci na autopilocie zazwyczaj będzie miał lądowanie Kapitana Wrony, lub po prostu burdel w ogródku.
Zobacz swoją mamę, lub tatę. Dotrzyj do niej, czy też do niego, i potem dopiero wyjdź z domu. Inaczej się nie uda. Spotkasz tylko takich samych pokiereszowanych jak Ty, z PRESJĄ, aby dostać to czego dać Ci nie mogą, bo sami nie mają. I tak rodzą się piękne dramaty, z poranionymi dziećmi w rolach głównych. Przed dotarciem do pierwszego obiektu PO ŻĄDANIA wychodzisz z domu, z ŻĄDANIEM! Daj mi ! DAJ ! DAJ ! MASZ i mi nie chcesz DAĆ ! Nie DAJE mi – mówią mężczyźni. Nie daje mi siebie… do kogo ta pretensja? Nie ma go! – mówią kobiety. Do kogo ta pretensja? Nienapełnieni mężczyźni, nie ukochane w środku kobiety, i OCZE KIWANIA. KIWANIE się. Raz chcę, raz nie chcę. Raz bardziej, raz słabiej, i OCZY które na to patrzą. Przyszła, była, dotknęła, pocałowała, wziął na kolana, na chwilę, ale już poszedł, już jej nie ma. Raz jest, raz nie ma – to KIWANIE się w sobie, i w swoich emocjach. Uśmiech i smutek, na przemian. Czy kocha mnie ta mama? Czy nie? Czy ten tato jest dumny, czy nie? I ten rozpierdol w środku, bo nic stałego, bo ciągły ból pomieszany z nadzieją, i chwilową przychylnością. Czy jestem kochany? Kochana?
POKOCHAJ SIEBIE mówią najpierw. A ja to kto ? LEGION, RÓD. Więc pokochaj mamę i tatę, to pokochaj siebie, bo w nich przecież te wszystkie historie z rodu. Wtedy będziesz mógł być w miłości spełnionej, bo bez OCZEKIWAŃ, bo bez ŻĄDAŃ, bo z podejściem mogę ale nie muszę, chcę, ale nie jestem uzależniony. Wtedy lżej, bo samemu też mi dobrze, a jak będziesz, to będzie jeszcze lepiej, bo jeden plus jeden to trzy, a nie minus dwa. Czasami w relacji mocniej czujemy, swój ból, bo to relacja pokazuje nam nasz deficyt, bo w relacji widać jak na dłoni, że czegoś mi brakuje. Jak jestem sam, to mi to tak mocno nie doskwiera, bo trzymam zapałki daleko od ognia. Relacja pokazuje najlepiej, dlatego tak warto być w relacji. Bycie samemu to odlot. Nie ufam tym, którzy doznali oświecenia poza relacją, oni zazwyczaj zaprzeczają ciału. To z drugiej strony mocno popularna ścieżka oświecenia na planecie Ziemia. Wyzbyć się wszystkiego kim nie jestem. Nie jestem umysłem, nie jestem ciałem, nie jestem myślą, nie jestem … kim jestem? JAM JEST – i to wystarczy, gdy się pojmie całym sobą sens tych słów – JAM JEST. Ale mnie osobiście to nie interesuje… interesuje mnie komunia ducha i ciała w teraz. Wiem kim jestem bez ciała, bez umysłu, bez masek, które zakładamy. Tą drogę już znam.
Tak więc kiedy się udaje? Udaje się w równym. Często osoby, które są naszymi przyjaciółmi są równi. A jeżeli równi nie są, to prędzej czy później przyjaźń się kończy. Chodzi tu o potencjały. No chyba, że jeden bawi się w ucznia, a drugi w nauczyciela, ale to i tak wygląda ogólnie i w skrócie jak krótka historia miłości do swego terapeuty. Najpierw go wielbię, potem krytykuję, a na końcu porzucam. Nie mówię tu też o jakiś ezoterycznych dyrdymałach, typu wszyscy jesteśmy równi – to też domena ludzi, którzy mają problem z ciałem, i w jakiś sposób je odrzucają. To prawda i zazwyczaj fałsz w jednym. Na poziomie istoty tak – wszyscy jesteśmy równi, i wszyscy godni miłości, ale mnie interesuje praktyczny wymiar. Czy wszyscy Cię interesują? Czy do wszystkich w równy sposób Cię ciągnie? Nie. Do jednych bardziej, a do innych mniej. Tak naprawdę, to interesuje nas równa wymiana, bo wymiana nie równa męczy na dłuższą metę. Co prawda taka relacja potrafi trwać, ale trwać to nie znaczy UDAWAĆ SIĘ. Trwać można ze względu na kredyt we frankach, trwać można z przyzwyczajenia, ze strachu przed samotnością, z poczucia bezpieczeństwa, ze wstydu, z nadziei, bo się wyda, że mi się nie udało, bo co ludzie powiedzą, z lęku przed tym co dalej, z braku chęci zmiany, i z powodu zasiedzenia się w swojej sferze komfortu, albo z powodu bycia wiernym nieszczęśliwej mamie lub tacie, babci, dziadkowi, ale długość relacji nie świadczy o jej jakości… i to nie pochwała instytucji ROZWODU, to raczej myśl, która może powinna skłonić do refleksji, w jakim miejscu znajduje się moja relacja… „bo życie jedno mam…”
Jeżeli masz wybrankę serca kochany mężczyzno, ale to serce nie jest w ciele, tylko gdzieś hen daleko za siedmioma górami, lasami, rzekami i jeziorami, i innymi siedmioma zjawiskami geograficznymi to ściągnij to serce do ciała. Twoja Dulcynea jest naprawdę piękna, ale to ktoś inny ją trzyma za rękę, gdy skłania swe lico na puchową poduszkę, która nuci jej do snu zaczarowane historie. Dulcynea to marzenie senne, które o dziwo sam śnisz mój Don Kichocie. Przy niej możesz doznać tylko bycia psem na smyczy, i to sam sobie tą smycz zakładasz na własną szyję. Przy niej nie doświadczysz bycia dzikim wilkiem. Twoja Wadera mój kochany Basiorze jest gdzie indziej. Zobacz ją… przejrzyj iluzję Królowej – nie na darmo się mówi Królowej Matki – i rusz do ramion swego OJCA, którego dziwnym trafem religia negująca ciało umieściła Ci w NIEBIE – więc poza zasięgiem. Czasami mam wrażenie, że to wszystko na tym świecie jest tak wyjebane wrotkami do góry, aby tylko wprowadzać nas na manowce, i w otchłań naszego ziemskiego NIE SPEŁNIENIA.
Znajdź wybrankę SERCA W CIELE. Niech Twoje serce wreszcie zacznie bić w Twoim CIELE. Tylko taka relacja może się udać. A co z Dulcyneą ? Ona jest potrzeba wszystkim tym, którzy jeszcze nie przejrzeli na oczy. Na oczy w CIELE. Wszystkim tym, którzy patrzą nie fizycznym okiem, nie fizycznym sercem poza ciało. Tak jak kiedyś Ty wypatrywałeś mamy. Mamy której nie było. Marzyłeś… że przyjdzie, ale być może nie przyszła. Albo Ty kochana kobieto… marzyłaś o Tacie, który miał przyjść…
Czy ktoś tu jest winny ? NIE. TAKA JEST DROGA. Twoja Dulcynea bądź Twój Rycerz na Białym Koniu pojawił się w momencie twojej ogromnej tęsknoty za mamą, bądź tatą. Być może zrodził się, czy też zrodziła się w olbrzymim bólu przed którym uciekasz całe życie. To TY stworzyłaś RYCERZA, to Ty stworzyłeś DULCYNEE. Niech Twe serce wróci do Twego ciała, niech zamieszka tu na zawsze, aż po ostatni oddech dany od Boga. Tu i Teraz w moim ciele czuję moje serce. A potem daj to serce wybrance serca, tej koło Ciebie, tej w ciele. Amen.