I te suki są im potrzebne, aby zdjęli maskę grzecznego chłopca. No cóż, taka to prawda, jak mama nie pozwalała, nie widziała, nie chciała widzieć testosteronu, agresji, złości, i zagłaskiwała na śmierć. Na dodatek zazwyczaj trzymała na dystans od ojca, bo penis jest feee, a może nie penis jest feee, ale ten konkretny jest nic niewart.
Chłopiec w mig pojął, że jedynym sposobem na przetrwanie przy takiej mamie, jest bycie grzecznym ułożonym, niezbyt jucznym samcem.
W mig pojął na poziomie podświadomości, że musi grać ułożonego, układnego, i szukającego kompromisu. Szukającego pomysłu na rozwiązanie, ale nie rozwiązanie dla siebie, bo wtedy słuchałby swoich uczuć, odczuć, ciała, ale rozwiązanie na jurną matkę forsującą jak byk, ze wbitymi 10 ostrzami w kark – forsującą na torreadora – ojca. A jak widział, że jego bohater, jego super hero nie daje rady, to jak on, który dopiero co przestał sikać w pieluchy, mógłby dać radę?
Rozwiązaniem dla chłopca na taką matkę, jest tłumienie swego naturalnego, całkowicie życiodajnego, i pełnego ekspresji, chęci poznawania, wytyczania nowych szlaków, stawiania granic – rytmu męskiego dzikiego serca. To serce chce się sprawdzać. Sprawdzać w nowym, w dzikim, w nieznanym, chce wychodzić poza udeptane granice, chce poznawać, dążyć do nieznanego. Dziko, porywczo, czasami narwanie, czasami zbyt ordynarnie, szorstko, i praktycznie do granic bólu. Ale… chuj, w bombki strzelił, bo na drodze stoi BYK, a raczej BYCZYCA. Stoi matka, która postanowiła w swoim pełnym przekonaniu, że zmieni kilka tysięcy lat ewolucji. Postanowiła, że wykreuje za pomocą dostępnych jej metod wpływu na ludzkie zachowanie nowy gatunek mężczyzny… Posejdona bez trójzębu, Zeusa bez penisa, Amora bez łuku, Hulka w stringach, Spidermana w kapciuszkach z Giewontu, i Iron Mana bez atomowego zajebistego silnika turbo rakietowego.
Taka kobieta z ojca musi zrobić pizdę i najgorszego drania pod słońcem.
Statystycznie to oczywiście niemożliwe, aby partnerzy nie byli siebie warci, i aby zawsze tylko jeden wychodził cały na biało. A drugi był jak jakiś pieprzony pechowy tata świnka z bajki Peppa, zawsze w błędzie, zawsze upieprzony błotem, zawsze nie na czasie z informacjami, zawsze cały umorusany w emocjonalnym gównie. Ale jak to mawiają… DA SIĘ ZROBIĆ. BĘDZIE PAN ZADOWOLONY.
Jedna część duszy chłopca poddaje się.
Ulega, bo najważniejsze jest przeżyć przy takiej matce, i dostać trochę akceptacji, trochę miłości, trochę otuchy. W ojcu wsparcia chłopiec nie dostanie, bo
a) albo już wykastrowany i siedzi na fotelu i zalewa się piwem,
b) albo zapieprza w pracy, bo do domu i jego Lilith mu nie spieszno,
c) albo jego Hera pognała go już dawno temu w pizdu, gdzie pieprz rośnie, a jedyny kontakt pozwalający jej stwierdzić, że jeszcze żyje, jest przelew alimentacyjny spływający na jej konto co miesiąc.
No i pozamiatane… zazwyczaj taka matka przeżyła nieszczęśliwą miłość. Być może z ojcem chłopca. Być może ojciec chłopca był związkiem ratunkowym, po nieudanej pierwszej miłości matki. Gdzieś tam w rodzie widać, że kobiety nie umiały znaleźć tego właściwego. Nie udawało im się, gdzieś jakaś babka powiedziała komuś… „jak nie, to nie…” a ten potraktował to poważnie, i wziął słowo do łba, i poszedł w pizdu. A przecież nie o to chodziło, bo chodziło, aby sprawdzić, czy mu zależy. No i poszła lawina, która toczy się po dziś dzień. Być może jakaś prababka nie doczekała się, aż chłop wróci z wojny, i poszła za mąż, za jakiegoś, bo przecież nie warto być samą. A tamten jednak wrócił, ale drzwi już były zamknięte. A być może w innych meandrach rozegrał się ten pierwotny dramat. W każdym razie plan hodowli idealnego zasilacza, pocieszacza, rycerza na białym koniu, który w zbroi ma tylko ładnie wyglądać, bo nie daj Boże jeszcze nauczy się mieczem wojować – jest. I to doskonały, a jak wszystkie doskonałe plany pokazują – coś musi się spierdolić.
No i zepsuło się… bo jedna część chłopca hołduje i zasila matkę, a druga ciemna strona mocy rośnie, rośnie, pulsuje, i tylko czeka, aż masa krytyczna przeleje się na wadze życia.
Chłopiec w głębi duszy wie, że zdradza ojca i z wiekiem coraz bardziej mu to doskwiera, coraz bardziej wierci go to w brzuchu, we łbie, w dupie, i w jego cochones. Pewnego dnia – jeżeli będzie miał szczęście – odważy się i wtedy stanie się to, co stało się w Hiroszimie, i Nagasaki. Pierdolnie bomba! Cała tłumiona złość, gniew, całe męskie popędy, które były tłumione, hamowane, powstrzymywane znajdą ujście. Przy grzecznej ułożonej kobiecie nie ma szans na taki rozwój wypadków. Chłopiec celowo znajdzie sobie sukę, z którą będzie mógł rozegrać swoją grę. Grę, w której zemści się na matce. Tylko że będzie napierał nie na matkę, tylko będzie napierał na swoją kobietę.
Grzeczny chłopiec musi taką sobie znaleźć, bo przy innej nie miałby szansy rozegrać swojego planu duszy, na dotarcie do męskiego Zeusa z jajami, Robocopa z tytanową zbroją, Amora z łukiem ze stali i Posejdona z Trójzębem wykutym u bram Tartaru.
Męska dusza będzie szukać sytuacji, wyzwań, w których mężczyzna – duch w ciele mężczyzny będzie mógł przejść przez krew, pot, łzy i siódme piekło Dantego do swego rdzenia. Pulsującego męskiego serca. Dzikiego serca.
Czasami nawet taki chłopiec broni matki, przed ojcem. Generalnie patrząc z boku, to nie powinien się wtrącać, bo przecież dzieckiem jest, ale dobra, długa, cierpliwa indoktrynacja potrafi niezły kibel z głowy zrobić. Później człowiek koło 40stki połapie się, o co w ogóle chodziło, do 50 sobie to wytłumaczy, a tu życie już za nim. Kilka nieudanych związków, 1500 alimentów, poobijane dzieci, i bliżej mu do: zbierać się z tego świata, niż planować z centrum zarządzania wszechświatem podbój Atlantydy.
Grzeczni chłopcy trafiają na suki, bo tylko suki są w stanie wybudzić grzecznego, ułożonego chłopca z letargu, z mgły zapomnienia co drzemie na dnie jego duszy.
A tam drzemie BAD BOY lub innej nomenklatury używając – idąc za Robertem Bly – DZIKUS.
Matki wychowują grzecznych chłopców, szczególnie te wkurwione do białej stali na swoich facetów, a czy za babkę, czy za prababkę, to już wtórne. Wkurwione są i nie ma tutaj co pitu pitu. Czasami są złe z uzasadnionych przyczyn, a czasami tak o sobie… tak do zajebania gnoja, chama, prostaka, niespełnionego żigolo, padalca, impotenta, który nawet śrubki wkręcić nie potrafi, a nawet jak potrafi, to nie ważne, bo wpierdol musi dostać… a za co? A za to, że mu coś dynda między nogami, bo gdyby mu nie dyndało, to wrogiem publicznym NUMBER ONE by nie był. A, że mu dynda i że pod tym samym dachem jesteśmy od dawna, to trzeba drania zgnoić, zniszczyć, umniejszyć, i wsadzić do pierdla, albo do zakładu psychiatrycznego. Dalekie od prawdy, te rozważania ? Uwierz, że nie.
Losem grzecznych chłopców jest dotknięcie swojej niegrzeczności, w pełnym tego wymiarze.
Dotknięcie w sobie sprawcy, mordercy, pijaka, ćpuna, nieroba. Bo tak tylko trochę potajemnie i nie do końca w pełni świadomie zazwyczaj spotyka się z męskim. Z męskim, które nie zostało wybrane przez żeńskie. Z męskim, które nie podołało, które dotykało samo, w zapomnieniu dna tego ludzkiego padołu. Z męskim, które jest spychane na bok, które nie jest boskie, i o którym nie pisze się książek, ani nie kręci filmów w masowej pop kulturze. Z męskim, które zamilkło. Które się poddało, które zmarło bez pogrzebu, bez fanfar, bez wieńca kwiatów, i sensownej przemowy.
Nas, mężczyzn, ciągnie do dziadków, pradziadków, i ojców.
Najbardziej z systemowego punktu widzenia (ustawienia systemowe wg. Berta Hellingera) do tych najbardziej zapomnianych. Tych, którzy nie wrócili z Syberii, bo obgryzanie kory nie dało zbyt dużo sił, aby przejść kilka tysięcy kilometrów. Do tych, którzy myśleli, że walczą za ojczyznę, a potem dostali kulę w łeb, i w jakimś grobie bez nazwy zasypani piachem zostali. Zapomniani. Nie widziani. Nie uszanowani, w rodzie. To z jednej oczywiście strony. Z drugiej ciągnie nas do siły i mocy, do naszych granic bólu, gniewu, spełnienia, do wyzwań i penetracji świata, bo męskie jest jak grot wypuszczonej przez łucznika strzały, która szuka celu, w który z impetem, miękkością, i hardością będzie mogła się wbić.
Nie wszystkim chłopcom się uda. Takie czasy.
Niektórzy wybiorą gry Nintendo, czy tam Play Station, w których będą mordować, zabijać, i w wirtualnej rzeczywistości dotykać trofeum zarezerwowanych dla męskiego.
Niektórzy popłyną w odmęty alkoholu i narkotyków, lub uzależnień seksualnych. Niektórzy za życia, jak ich dziadowie po śmierci – zamilkną, bo nie będą widzieli sensu otwierać ust. Czasami, aby do śmieci, w śmierci za życia. Inni z chłopców znajdą sukę, bo innej znaleźć nie mogą, a teoretycznie rzecz ujmując, mogą, ale będzie dla nich nieatrakcyjna – i przy niej zostaną. Będą żyć według wzoru – jeszcze tylko wpierdol i wakacje. Jeszcze inni do końca życia będą żyć w poczuciu winy i będą nosić winę swoich dziadów na swoich plecach, a nadziei, że któregoś dnia ich suka dojdzie do wniosku, że JUŻ WYSTARCZY. A tylko nieliczni znajdą drogę. Ahoy przygodo. Szczęśliwej podróży.